Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Radość Ewangelii (22.09.2017)

Łk 8,1-3: Jezus wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia.

To jest droga grzechu do dzisiaj. Kobiety, które towarzyszą Jezusowi, zostały uwolnione od duchów złych, dosłownie mowa jest o duchach ponera – pneuamata ponera. To słowo poneros oznacza kogoś, kto niesie w sobie i ze sobą przynosi ogromne cierpienie. Cierpienie wewnętrzne, nieustanną agonię jakby… Właśnie to jest coś, z czego uwalnia Jezus: z cierpienia wewnętrznego, którego początkiem jest zgubienie Prawdy – Prawdy o Miłości, którą mam, która mnie przygarnęła. Prawdy o moim istnieniu, które wynika ze służby Pana. Z tego, że Pan nieustannie przybiega i z Miłością porywa w ramiona, przyjmując mnie do Jedności Miłości i zapraszając do współ-kochania, które się wyraża we współ-służbie. Duchy ponera (duch jest rodzaju żeńskiego w grece…) właśnie to niosą ze sobą: poczucie samotności. Przekonanie, że jestem oddzielony od Pana, od Miłości, że JESTEM sam. Właśnie to jest myślenie szatana: JESTEM sam z siebie. Szatan chce zająć miejsce Boga – i to jest jego cierpienie. W momencie, gdy chcę uznać, że JESTEM sam z siebie, że mam na imię jak Bóg, rodzi się cierpienie samotności. Ja JESTEM tylko dlatego, że JESTEM w ramionach. Dopóki trzymam się tego pokornego i sprawiedliwego przekonania – z niego rodzi się wszystko. Radość przygarniętego, radość kochanego. Siła do Życia Prawdziwego. Poznacie Prawdę – i Prawda was wyzwoli. Prawdę o Miłości niepojętej, która nigdy nie przestała kochać, nigdy nie przestała porywać w ramiona i służyc. Pychą jest sądzić, że JESTEM sam z siebie. Że mogę istnieć, być człowiekiem poza Ramionami. W Nim żyjemy, poruszamy się, JESTEŚMY – woła uwiedziony, przekonany o Miłości Paweł. To jest Prawda, która niszczy kłamstwa pychy przypisującej wszystko sobie – i w ten sposób skazującej się na cierpienie nienasycenia, cierpienie niedowartościowania, cierpienie niegodności itd. Pokora, która nic nie przypisuje sobie – nawet jednej chwili istnienia – żyje widząc przygarniające ją i służące jej w każdej chwili ramiona Pana. Dlatego z Marii Magdaleny wychodzą wszystkie złe duchy. Cała pełnia. Wszytkie duchy nieczyste. Ona jest ikoną Kościoła grzeszników. Maryja jest Kościołem Niepokalanym – a Maria Magdalena jest jakby ziemskim „obrazem” Maryi… Kościół grzeszników, którzy dali się oczyścić przekonaniem o Miłości – które Maryja nigdy nie straciła. To jest Jej niepokalaność: przekonanie o Miłości, które Maryja nigdy sobie nie dała wyrwać, dlatego nigdy nie uciekła z ramion Miłości.

Kiedy Łukasz mówi o Maryi, używa tajemniczego słowa kecharitomene, które jest formą słowa charitoo. To słowo to coś więcej niż „obdarować łaską”. To słowo opisuje takie działanie łaski, takie dotknięcie łaski, które przemienia jakby w łaskę, czyni łaską to czego dotyka. Łaska przekazuje swoją Tożsamość dotykając. To słowo pojawia się dwa razy w Nowym Testamencie. Raz odniesione do Maryi. Drugi raz – opisuje to, co się dzieje z chrześcijaninem przez chrzest. Staje się taki jak Maryja. To jest Maria Magdalena: dała się ochrzcić, oczyścić dotykając Pana, pozwalając się przygarnąć z Miłością do Jedności Ojca i Syna i Ducha Świętego, zanurzyć w Trójjedynej Miłości jako nierządnica, grzesznica itd. To jest Kościół grzeszników: tych, którzy wbrew grzechowi dają się ciągle na nowo przygarniać. Maryja nigdy tego nie straciła – my potrzebujemy być ciągle na nowo przygarniani. Ciągle na nowo stoimy płacząc przy grobie Miłości i ciągle doświadczamy Jej zmartwychwstawania. I tego potrzebujemy my – którzy jesteśmy „wspólnikami” Marii Magdaleny w grzesznym życiu. Nie jesteśmy niepokalani jak Maryja – dlatego potrzebujemy ciągle łez nad grobem Miłości, ciągle widzieć miejsce gdzie było Ciało i ciągle spotykać Zmartwychwstałego – to jest Eucharystia. To jest Sakrament Pokuty. Potrzebujemy nieustannie na nowo radości poranka Wielkanocnego – bo ciągle dajemy się wciągnąć w noc dziedzińca arcykapłana. Maryja i Maria Magdalena. Matka i my. Ona kecharitomene zawsze i na zawsze. My potrzebujemy, by robić to z nami ciągle na nowo… Ciągle na nowo potrzebujemy dotykać Łaski i być przemieniani przez Łaskę – i tak jesteśmy stwarzani, przemieniani w Łaskę. Ona – Przemieniona z Ciałem i Duszą, bo nigdy nie wyrwała się z Ramion. My potrzebujemy, by Ramiona ciągle na nowo nas dźwigały. I w tym dokonuje się nasze stwarzanie: nabywamy Tożsamości Pana doświadczając Jego dotykania. Wciąż i wciąż na nowo. Maryja nigdy nie przestała dotykać Sercem Pana: Oblubienica Ducha. My dotykamy wciąż od nowa. Tak uczestniczymy w tym, czego Ona nigdy nie straciła. Tak jesteśmy leczeni i wyzwalani z nieczystości.

Nieczystość w Nowym Testamencie oznacza domieszanie czegoś obcego. Maria Magadalena to Kościół tych, których serca zostały oczyszczone z wszelkiego obcego myślenia, obcych przekonań. Serce Pana nie ma w sobie nic prócz Miłości. Serce Maryi nie ma w sobie nic prócz przekonania o Miłości. Nasze serca zawierają mnóstwo domieszek – i dlatego potrzebują ciągle oczyszczania. Serce Kościoła jest czyste – to jest Serce Maryi. Nasze serca potrzebują ciągłego włączania do Serca Kościoła, ciągłego oczyszczania z siedmiu nieczystych duchów, z wszelkich przekonań wrogich Miłości, wszystkiego co niszczy w nas wiarę i ufność w Miłość, wszystkiego co podważa w nas wiarę i ufność w Miłość, podważa przekonanie o Miłości. Od tego zawsze wszystko się zaczyna: że dopuszczam nieczystość do serca. Dopuszczam do siebie myślenie, przekonania które podważają wiarę, podważają nadzieję – i idę w drogę nie-Miłości. Drogę cierpienia wewnętrznego. Drogę zazdrości, przekonania że nie mam, poczucia krzywdy, poczucia winy. W drogę gromadzenia, zdobywania, zarabiania, zasługiwania. Drogę niewolnika a nie syna… Kiedy widzę, że to się zaczyna – znak, że potrzebuję pędzić by na nowo dotknąć Miłości. Dać w sobie odbudować przekonanie o Prawdzie. O Miłości. A wszystko zawsze zaczyna się od niesprawiedliwości – od przypisania sobie tego, co jest darem, służbą Miłości wobec mnie. Od przypisania sobie mojego JESTEM. Tak, JESTEM stał się mój, tak mnie wywołał do istnienia. Jeśli jednak ja nie stanę się Jego, będziemy cierpieli: On i ja. Miłość będzie cierpieć – nieodwzajemniona. I ja będę czuł w sobie cierpienie Miłości – bo jestem zaślubiony, jestem w Jedności z Panem… Nawet gdy Go krzyżuję. Mój Miły jest mój – a ja jestem Jego. To jest Maryja. My – jesteśmy jak Maria Magdalena. Ciągle potrzebujemy wracać.

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy