„Święty spokój” u mniszek

Aleksandra Wolnik

|

Gość Świdnicki 30/2013

publikacja 25.07.2013 00:15

Zaczęła przełożeństwo z nakazem remontu w ręku. Nikt nie pytał, czy zna się na prawie budowlanym.

Siostra Barbara z planami remontu w klasztornej rozmównicy Siostra Barbara z planami remontu w klasztornej rozmównicy
Archiwum klarysek

Od Wielkiego Czwartku 2009 r. ząbkowickie klaryski zamieniły na co dzień wyciszony i rozmodlony klasztor w plac budowy z głośnymi maszynami, betoniarką przy drzwiach celi i wszechobecnym pyłem. Dwa miesiące wcześniej o obejrzenie popękanego sklepienia w kościele poprosiły specjalistę, który po oględzinach zwrócił się do konserwatora zabytków z pismem, że kościół się po prostu wali. Nadzór budowlany potwierdził obawy i wyłączył z użytku nawę główną, opatrując ją tabliczką: „Budynek grozi zawaleniem. Zakaz przebywania.” – Historia trzech lat remontów to zadziwiające pasmo cudów. Rozpoczęłam kadencję z projektem budowlanym, nakazem remontu sklepień i kosztorysem na 550 tys. zł. I nie było nic więcej. Może niezupełnie, bo z ufnością modliłyśmy się. Aż strach pomyśleć, ile pieniędzy przerzuciłyśmy z miejsca na miejsce – opowiada o początkach zmagań matka Barbara od Baranka Bożego, ksieni sióstr klarysek. I jeśli ktoś wątpi w siłę i sens modlitwy, to klasztor mniszek jest właściwym miejscem, by przyjść i usłyszeć o zadziwiającej logice cudów, kiedy nie wiadomo skąd pojawiają się ludzie, którzy bezinteresownie pomagają, porażki okazują się błogosławieństwem, a z góry przegrane sytuacje mają pomyślne zakończenie – i to nawet z naddatkiem.

Bolączka św. Dominika

Sklepienie było problemem każdego pokolenia. Kościół od konsekracji 4 sierpnia 1698 r. należał na zmianę do dominikanów i protestantów; swój krótki epizod mieli tu również jezuici. Kiedy na początku XX w. protestanci wykuwali wejście południowe, w niszy ściany znaleźli figurkę św. Dominika, który trzymał w ręku zwiniętą kartkę papieru. Dokument z 1725 r. oprócz relacji o ówczesnej liczbie braci dominikanów w konwencie opisał również stan 27-letniego(!) kościoła jednym zdaniem: sklepienie grozi zawaleniem. Mimo ratowania kotwieniem czy dobudowaniem przypór kilka lat później sklepienie i tak się zawaliło. Czemu tak się dzieje? Od samego początku kościół ma wadę konstrukcyjną, został wybudowany na sztucznie wyrównanym terenie i część północno-wschodnia opiera się na gruzie i popiele. Ekspertyzy pokazały, że jest jednakowo krzywy i u góry, i u dołu. Dodatkowym osłabieniem konstrukcji są wielokrotne przebudowy i różnice materiału. Kiedy klaryski opowiedziały historie kolejnych remontów wykonawcy, ten przyznał się po zakończeniu projektu, że mocno walczył z myślą, żeby się wycofać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.