Żniwa przed wojną

ks. Roman Tomaszczuk

|

Gość Świdnicki 33/2013

publikacja 15.08.2013 00:15

Tadeusz, pan Bronek, Michał, Mirek i dziadek odwiedzający śmietniki znają ciężar chleba.

 Tadeusz Lipiński  w swoim  Fortschritt E 514 Tadeusz Lipiński w swoim Fortschritt E 514
Zdjęcia ks. Roman Tomaszczuk /GN

O 21.00 melduje Bogu i ludziom: – Właśnie zjeżdżam z pola. Pojawiła się rosa, już nie można kosić. Na dzisiaj wystarczy. Wystarczy po kilkunastu godzinach pracy w morderczym upale, kurzu i z nadzieją, że taka pogoda utrzyma się jeszcze kilka dni, do końca żniw.

Święte dłonie

Żniwa zaczyna na Jasnej Górze. Wiosną. Jedzie tam, żeby prosić Maryję o opiekę. To rytuał, który powtarza się od wieków. Tam czuje się bezpiecznie – zawierzony Jej miłości. Totus Tuus. Wtedy też swoje spracowane dłonie wkłada w dłonie Maryi, jak kapłan w dniu święceń wkłada je w geście posłuszeństwa w dłonie biskupa. A Maryja? Jak zawsze powtarza: „Zrób, cokolwiek mój Syn ci powie”, i, jak zawsze, wskazuje na Syna, Tego, który swoim Ciałem karmi także Tadeusza; Tego, który potrzebuje znaku chleba, żeby móc ofiarować się człowiekowi tak wyjątkowo, absolutnie nieosiągalnie w jakiejkolwiek innej okoliczności i przestrzeni.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.