Lata jak trawa

Gość Świdnicki 30/2014

publikacja 24.07.2014 00:00

Zapachy Huciska, dziadka Marcina i 45 lat kapłaństwa wspomina bp Ignacy Dec.

 – Potwierdzam z perspektywy swojego kapłańskiego życia: dopóki ksiądz jest wierny konfesjonałowi, jest dobrze i jest na pozycji wygranej – mówi biskup świdnicki – Potwierdzam z perspektywy swojego kapłańskiego życia: dopóki ksiądz jest wierny konfesjonałowi, jest dobrze i jest na pozycji wygranej – mówi biskup świdnicki
ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość

Ks. Roman Tomaszczuk: Pamięta Ksiądz Biskup zapachy swojego rodzinnego domu?

Bp Ignacy Dec: To była zwyczajna, wiejska chata zbudowana z drewna, pokryta strzechą (którą często trzeba było reperować, sąsiad Klimas był w tym mistrzem). Wybudował go mój tato Wojciech w roku swego ślubu z moją mamą Anielą, w 1931. W domu tym na świat przyszło ośmioro ich dzieci. Rodziły się co dwa lata, począwszy od roku 1932 aż do 1944, kiedy przyszedłem na świat jako siódme dziecko moich rodziców. Po mnie, ale już z przerwą czterech lat, urodziła się jeszcze jedna siostra. Dom miał trzy części: wielką izbę, dalej sień z kuchnią i jeszcze komorę. Każde z tych pomieszczeń miało swoją specyfikę, ale ponieważ dla tak licznej rodziny to niewielka przestrzeń, więc i tak wszystko się mieszało. Także zapachy, szczególnie pamiętam te kuchenne. Żyliśmy skromnie, nie głodowaliśmy, ale też się nie przelewało. Ponieważ paliło się lampą naftową, to jej zapach też jest wpisany w moje dzieciństwo. Był też strych, gdzie przechowywało się siano… bardzo lubiłem jego zapach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.