Spacer w sutannie

ks. Roman Tomaszczuk

Wyglądają jak księża, choć nimi nie są - ale to wystarczy, żeby posmakować stanu duchownego. Jak długo można się tym delektować?

Spacer w sutannie

Mam taki zwyczaj, pielęgnowany odkąd otrzymałem strój duchowny (był to rok 1996), że w każdą rocznicę tego wydarzenia cały dzień chodzę w sutannie. Bez względu na to, co robię, z kim się spotykam i dokąd mnie sprawy czy sytuacje zaniosą.

W tym roku nie może być inaczej, dlatego 8 grudnia zarówno na poczcie, jak i w rynku, ale i na drobnych zakupach w Tesco pojawiam się „na księdza”. I co?

Zdecydowanie za rzadko księża chodzą w sutannie – moim zdaniem. Widok obłóczonego w staroświecki strój mężczyzny wciąż budzi w Świdnicy popłoch (jak się z nim przywitać w supermarkecie?), zaciekawienie ("Mamo, a kto to?"), ale i zdziwienie ("Boże Ciało w grudniu?"). Owszem są i tacy, którzy umieją się znaleźć w tej zaskakującej sytuacji (oko w oko z księdzem poza kościołem czy kancelarią ewentualnie kolędą), ale nie ma ich zbyt wielu.

Sprawa jest o tyle dziwna, że świdniczanie powinni przywyknąć do sutanny, bo od lat, codziennie kilkudziesięciu kleryków wyrusza „na miasto”. A jednak nie przywykli. Czemu? Bo klerycy całkiem szybko, po pierwszych zachwytach, chcą się wtopić w tłum.

Nowo obłóczeni także? Czas pokaże.