Prezentki tym razem faktycznie przyszły z prezentem.
Patronka uwięzionych – w sam raz dla nas – mówi Damian
Ks. Roman Tomaszczuk /Foto GoŚĆ
Ojciec zostawił go, gdy właśnie uczył się mówić: tato. Na skutki trzeba było poczekać 10 lat.
Trzy miesiące temu skończył 13 lat,
więc jest już na tyle dorosły, żeby zamknąć go w poprawczaku. Pierwsze osiem dni z 1800, jakie tu spędzi, to izba przejściowa, tzw. kabaryna. Oddaje swoje prywatne ubrania, dostaje zakładową pidżamę, mydło, szczoteczkę do zębów i pastę. Gdy zatrzaskują się za nim drzwi, zostaje sam w pokoju z kratami w oknach i przykręconymi do podłogi łóżkiem, stołem i krzesłem. – Jestem zamknięty. Po raz pierwszy – myśli. Nie potrafi powstrzymać łez. Gdy dwa dni później przyjedzie babcia z mamą, nie zobaczy się z nimi. Regulamin nie pozwala, za wcześnie. Wtedy ukłuje go samotność i tęsknota. Usłyszy, jak strażnik wyjaśnia, że widzenie nie jest możliwe i zacznie szaleć. Damian, 13-latek uwięziony. Trzynastolatek, który od dwóch lat robi, co mu się podoba, który smakuje wolność, o jaką walczy każdy dorastający chłopak, a którą on dostaje za szybko.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.