Sztafeta dla nienarodzonych

Mirosław Jarosz

publikacja 22.07.2015 20:28

Podzieleni na 4 grupy przejechali prawie 2300 km, by głosić prawdę o życiu. W Świdnicy zakończył się tegoroczny Rajd dla Życia.

Sztafeta dla nienarodzonych Jadąc z Przemyśla do Świdnicy, młodzież pokonała ok. 600 km Mirosław Jarosz /Foto Gość

6. Rajd dla Życia wystartował 27 czerwca. Przez prawie miesiąc młodzi ludzie na rowerach okrążyli  Polskę. Rajd przyjął formę „Sztafety Miłosierdzia” o kształcie czworoboku okalającego naszą ojczyznę. Prowadził ze Świnoujścia do Giżycka, z Giżycka do Przemyśla, z Przemyśla do Świdnicy i ze Świdnicy do Świnoujścia.

Pomysłodawcą Rajdu dla Życia jest KSM Diecezji Legnickiej. Cel to promocja Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego i zwrócenie uwagi na wartość życia człowieka. W miejscowościach, przez które prowadziła trasa, uczestnicy rajdu rozprowadzali materiały pro life. Inicjatywa ma charakter pielgrzymki życia przez polską ziemię. Nie brakowało zatem wspólnej modlitwy za dzieci poczęte oraz świadectw. Było i odniesienie do formy sztafety, w której młodzi przekazują sobie relikwie bł. Karoliny Kózkówny, swojej patronki.

W tym roku dodatkowym motywem rajdu była promocja Światowych Dni Młodzieży z ojcem świętym w Krakowie. Właśnie dlatego zdecydowano się stworzyć 4 nitki rajdu, oznaczone 4 kolorami - jak logo ŚDM.

- Jechaliśmy po to, by mówić, że ludzkie życie jest bardzo ważne i każdy ma do niego prawo, od naturalnego poczęcia do naturalnej śmierci - tłumaczy Katarzyna Kusy, współorganizatorka południowego etapu Rajdu dla Życia. - W tym roku mocno skupiliśmy się na modlitwie i na informowaniu ludzi o dzieciach poczętych, które są niechciane. Uczestnicy rajdu to bardzo młodzi ludzie. Kiedy nas pytają, dlaczego zajęliśmy się obroną życia, odpowiadamy, że przecież sami też mogliśmy się nie urodzić. Dostaliśmy jednak szansę, której każdego dnia pozbawia się setki innych istnień ludzkich. Mamy dług wdzięczności w stosunku do Boga i do naszych rodziców.

- Będąc w tej podróży, odbyliśmy bardzo wiele rozmów z rozmaitymi ludźmi, przekonując ich, że poczęte życie trzeba zawsze chronić - dodaje Aleksandra Pacholik, studentka psychologii KUL, uczestniczka i współorganizatorka rajdu. - Niektóre z rozmów były bardzo owocne. Mam nadzieję, że dzięki nim, jeżeli któraś z tych osób stanie w przyszłości przed koniecznością podjęcia decyzji lub doradzenia innej osobie, czy przyjąć poczęte dziecko, podejmie właściwą decyzję. Jeżeli choć jedno dziecko zostanie uratowane dzięki tej wyprawie, to naprawdę warto było podjąć trud.

- Kiedy koleżanka zaproponowała mi uczestnictwo w Rajdzie dla Życia pomyślałam o tych kilkuset kilometrach, które trzeba pokonać, ale stwierdziłam, że warto spróbować - mówi Dominika Cinner, jedna z uczestniczek. - Teraz, kiedy pokonaliśmy całą trasę widzę, że faktycznie było warto, gównie ze względu na ludzi, których spotkaliśmy. Na pewno zapamiętam ten rajd na długo, bo sama nauczyłam się wartości życia. Najmocniej dotarło to do mnie na samym końcu, kiedy stanęliśmy pod świdnicką katedrą i zobaczyłam wystawę poświęconą aborcji. Uświadomiłam sobie, po co tu jechałam. Wtedy zobaczyłam, że ten trud, wysiłek, łzy nie poszły na marne.

- To była pielgrzymka, choć sama początkowo myślałam o tym jedynie jak o rajdzie - wyjaśnia Róża Jasionowska z Centrum Duszpasterstwa Młodzieży w Lublinie. - Widząc jednak gościnność ludzi, którzy spotykali nas po drodze, którzy wiedzieli w jakiej intencji jedziemy i podchodzili do tego z wielkim szacunkiem, zmieniłam swoje nastawienie. To było dla mnie ważne osobiste doświadczenie, bo wcześniej wydawało mi się, że dobrze radzę sobie ze wszystkim i taki rajd nie będzie żadnym problemem. Okazało się, że przerzutki mam tylko dwie, a to za mało. A po drugie - wcale nie jestem taka mocna, na trasie dopadła mnie choroba. Świadomość, że jadę dla kogoś, zaczęła dodawać mi sił. Kiedy przyszły trudne górskie etapy i było ciężko, była też myśl, że jeżeli coś jest ważne, to zdobycie tego musi kosztować.

Pierwotnie Rajd dla Życia miał zakończyć się 26 lipca. Nie udało się jednak zebrać pełnej grupy na ostatni etap - ze Świdnicy do Świnoujścia. Świdnica była więc ostatnim miejscem rowerowej eskapady. Czworobok sztafety został jednak zamknięty. Relikwie bł. Karoliny Kózkówny pojechały ze Świdnicy do Świnoujścia... motocyklem.