publikacja 17.09.2015 00:00
O domu pełnym obcych wujków i cioć, niepewności repatriantów i oswajaniu pruskiej przeszłości mówi Mariola Szaciło--Mackiewicz, polonistka.
Mariola Szaciło-Mackiewicz. Jej ojciec Marian (pierwowzór jednej z postaci dramatu) był długo kościelnym w świdnickiej katedrze
ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gosc
Ks. Roman Tomaszczuk: Gdyby Twój tato usiadł na widowni „Samych obcych”, jak mógłby skomentować to, co działo się na scenie świdnickiego dworca?
Mariola Szaciło-Mackiewicz: W swym komentarzu na pewno zawarłby uwagę, że w naszej fabule dostrzega świat, który sam kiedyś tworzył, że w postaciach scenicznych rozpoznaje zarówno siebie, jak i ludzi, którzy byli w kręgu jego przyjaciół, znajomych i sąsiadów, którzy przewijali się przez nasze życie i nasz dom.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.