Nowy numer 13/2024 Archiwum

Radość Ewangelii (29.09.2017)

J 1,47-51: Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, i powiedział o nim: Patrz, to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu. Powiedział do Niego Natanael: Skąd mnie znasz? Odrzekł mu Jezus: Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym. Odpowiedział Mu Natanael: Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela! Odparł mu Jezus: Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to. Potem powiedział do niego: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte i aniołów Bożych wstępujących i zstępujących na Syna Człowieczego.

W pierwszy rozdziale Ewangelii Jana, gdy zaczyna się „historia”, czyli po zakończeniu Prologu (Hymnu o Słowie), bardzo często powtarza się słowo „widzieć”. Jan pierwszy ujrzał nadchodzącego Jezusa. Potem pokazał Go swoim uczniom. Uczniowie zaczęli pokazywać Jezusa innym. A Jezus okazał się być tym, który patrzy na nich. Obrócił się i ujrzał uczniów idących za Nim. Wejrzał na Szymona i ujrzał w nim Piotra. Ujrzał Natanaela. Natanael w ogóle zbliżył się do Jezusa zachęcony przez Filipa: chodź i zobacz. Ktoś, kto spotkał Jezusa naprawdę, kto zobaczył Jezusa naprawdę, staje się kimś, w kim inni słyszą nieustannie: chodź i zobacz. Filip nie broni Jezusa przed Natanaelem, który początkowo jest sceptyczny. Filip wskazuje na Jezusa: chodź i zobacz. Filip nie popełnia błędu Ewy, która weszła w dyskusję z wężem, z oskarżycielem wiecznie narzekającym, niby w dobrym celu: bronić Boga. Tylko że to ona w tym momencie postawiła się między Bogiem a wężem, ona wzięła na siebie – sprowokowana tak naprawdę pychą - impet oskarżeń węża. I nie wytrzymała tego impetu, dała się wciągnąć w dyskusję, uległa narzekaniu, poszła w przeciwną stronę… Filip wobec Natanaela robi super-mądrą rzecz: wskazuje na Jezusa. Nie dyskutuje, nie przekonuje, nie broni – NIE STAWIA SIEBIE MIĘDZY JEZUSEM A NATANAELEM!!! Wskazuje Natanaelowi Jezusa: idź i ZOBACZ SAM! Jezusa – nie mnie. To jest fundamentalne, po tym poznaje się prawdziwie przekonanego: wskazuje na Jezusa. Nie wdaje się w dyskusje, nie próbuje stawać między oskarżycielem a Jezusem, nie próbuje być adwokatem Jezusa – stawia Jezusa miedzy sobą o oskarżycielem. Stawia między sobą a oskarżycielem Prawdziwego Adwokata. Słowo „adwokat” po grecku to parakletos, które w sumie jest o wiele, wiele bogatsze… Tym słowem właśnie Ewangelia Jana określa Jezusa oraz Ducha Świętego. Nawet Jezus nie jest wobec oskarżycieli własnym adwokatem: kiedy wisi na Krzyżu, także nie wdaje się w dyskusję z oskarżycielami. Stawia między sobą a nimi Adwokata, Parakleta: skłania głowę i daje Ducha. I to jest odpowiedź godna Boga – odpowiedź Boga na wszysko. Na wszystkie nasze narzekania i zarzuty: Duch. Duch, który wszystko przypomina i wszystkiego uczy. Miłość, która wszystko przypomina i wszystkiego uczy. Nowe Stworzenie, Nowe Zaślubiny Boga z człowiekiem – jak na początku: Tchnienie złożone w człowieku wziętym z prochu. Skąd Jezus bierze tych, którym daje Ducha z Krzyża, którym wyznaje Miłość z Krzyża w odpowiedzi na cały sąd, który urządziliśmy nad Nim? Właśnie stąd: ci, którzy Go oskarżają. Niepojęta Moc Boga, który potrafi uczynić swój obraz i podobieństwo nie tylko z prochu, ale nawet z ostatniego grzesznika! Niepojęta Moc Miłości, która kocha własnych oskarżycieli i katów i tak staje się własnym Adwokatem, własnym Obrońcą i Pocieszycielem. To jest Radość Miłości Ukrzyżowanej: kocham. Jestem sobą, jestem Miłością! Kocham! Radość, której nie można odebrać Bogu, który nigdy nie przestaje być sobą: nigdy nie przestaje być Miłością. Tak nieustannie daje sobie pocieszenie, radość nieprzemijającą – i tak załamują się na Nim, na Jego Miłości, na Jego Chwale która jest Prawdą o Nim, o Miłości, tak się załamują wszelkie oskarżenia i narzekania. Bo On odpowiada sobą. Miłością. Tak odpowiada na Eucharystii tym, którzy przyszli – takim, jacy przyszli: Miłością. Tak odpowiada w konfesjonale: Miłością aż do oddania Ducha. W konfesjonale dokonuje się sąd – tak naprawdę nad Miłością: czy Miłość nie przestanie kochać wobec moich grzechów? I Miłość wychodzi obroniona: bo odpowiada szczytem Miłości, Miłosierdziem. Tak się broni Boga: odpowiadając na wszystko Bogiem. Miłością. Duchem, którego zaczerpnąłem z kontemplacji Jezusa, Jego Miłości którą wyznaje z Krzyża.

Natanael zbliża się do Jezusa – i Jezus okazuje się tym, który widzi Natanaela. W Starym Testamencie Bóg jest Tym Który Widzi. Widzi wszystko. I to spojrzenie napełnia grozą… Jakże to miejsce przejmuje grozą! I nadał temu miejscu nazwę „Bóg WIDZI”. Spojrzenie Boga napełniło grozą Adama – tak, że się schował w gałęziach figowych. A Bóg WIDZI. Nawet ukrytego pod figą. Jezus widzi, dosłownie kontempluje ludzi. I to jest Prawda o Bogu zapatrzonym w człowieka. Bóg nie widzi niczego poza człowiekiem – jest wpatrzony bezgranicznie w umiłowane stworzenie. Dlatego „nie widzi” tego, co człowiek z Nim robi, „nie widzi” że jest krzyżowany – widzi umiłowanych i kocha ich aż do oddania Ducha, do wydania Ciała i przelania Krwi. Bóg jest zapatrzony w człowieka – ale to zapatrzenie nie wynika z podejrzliwości, ale z Miłości. To jest Miłość kontemplująca, adorująca umiłowanego. Natomiast problem jest z nami: my kontemplujemy na prawo i lewo co popadnie – i dlatego tak łatwo nas zwieść, złapać w pułapkę i odciągnąć od Boga. Ładujemy naszą zdolność do kochania, czyli zdolność do zapatrzenia się, do kontemplacji, do adoracji, w co popadnie poza Bogiem – i wtedy ta siła nasza ciągnie nas w otchłań… Właśnie tak to się odbywa: miłość to adoracja. Życie Trójcy to Miłość wzajemna – nieprzerwany akt adoracji wzajemnej, w której dokonuje się nieprzerwana wzajemna wymiana, wzajemne zjednoczenie… Jeden Bóg w Trzech Osobach… Trzy Osoby zjednoczone w Miłości – która jest adoracją. Potrzebą adoracji. I właśnie dlatego – z Miłości, która pragnie kochać, adorować, dawać się w wymianie wzajemnej, w zaślubinach – Bóg tworzy człowieka. Istotę, którą adoruje, której daje się w zaślubinach i zaprasza do adoracji, do przyjmowania i dawania się, do odpowiadania miłością… Najwyższym aktem człowieczeństwa jest miłość – adoracja, w której człowiek daje się obdarowywać i staje się darem. Adoracja, która jest zaślubinami. Ewangelia Jana zaczyna się na adoracji wzajemnej: Jezus przychodzi ukazać Boga adorującego człowieka – ludzie pociągnięci tą Prawdą adorują Boga w Chrystusie. Dokonują się Zaślubiny – wzajemna, nieskończona wymiana… Dlatego kolejną sceną jest Kana Galilejska…

I to jest nieprzerwane zaproszenie Boga: Zaślubiny. Wejście w Życie Trójcy: nieskończony akt wzajemnej adoracji. Nieskończone odkrywanie, że jestem adorowany przez Ojca i Syna i Ducha Świętego – nawet pod figą, nawet gdy stoję pod Krzyżem, na którym ukrzyżowałem Miłość, Miłość nie przestaje adorować mnie i w akcie adoracji dawać mi siebie… Gdy zapatrzę się na Miłość, odkryję jak jestem adorowany – w tej adoracji odkryję, kim jestem. Odkryję Obdarowanie. Odkryję Tożsamość – Tożsamość Adorującego mnie. A tej Tożsamości odkryję, kim jestem naprawdę. W spojrzeniu Adorującego. W spojrzeniu Tego, którego tyle razy się wyparłem… Odkryję na nowo kim jestem. To jest szczyt – tak Apokalipsa ukazuje Niebo: nieskończona adoracja Baranka.

I to jest to „więcej” co mają ujrzeć uczniowie. Ci, którzy zdecydowali się przyjść i zobaczyć. Przyjść i zobaczyć, że są adorowani – i dać się wciągnąć w adorację, zapatrzeć w oczy, w których jest Prawda o Nim i o mnie. Prawda o Miłości, o Zaślubinach. Kościół to ci, którzy trwają w adoracji Jedynego. W adoracji Miłości. To „więcej” to Krzyż. Szczyt Miłości. Noc Golgoty, która jest w istocie Nocą Zaślubin. A właściwie to nawet Nocą Poślubną. To jest Droga Ewangelii: droga adoracji, w której jestem coraz bardziej zapatrzony w Miłość, coraz bardziej przekonany o Miłości i coraz bardziej przed Miłością się odsłaniam… Aż stajemy wobec siebie nadzy: ja i Miłość. Już nic nie będzie między nami – tylko Miłość. Zjednoczenie we wzajemnej adoracji…

I właśnie to jest droga Jana, umiłowanego ucznia, który uwierzył w to, że jest umiłowany: droga zapatrzenia, droga adoracji. Zapatrzenia w Jezusa – tak, by zobaczyć adorujące mnie spojrzenie pełne Trójjedynej Miłości, wyznającej mi się w oczach Ukrzyżowanego. Droga Piotra – zapatrzenia się grzesznika, zdrajcy upadłego, w spojrzenie adorujące go ponad grzechem. Zapatrzenie Natanalea – aż do ujrzenia „więcej”, Pełni Miłości w wieczności. Wszystko zaczyna się od adoracji – i kończy adoracją… Przełamać się, pójść i spojrzeć w oczy Miłości, wyznającej mi się w wydanym Ciele i wylanej Krwi – Miłości, która spojrzeniem pełnym Miłości wciąga i pociąga ku sobie – Miłością, Duchem którego daje… Miłości, która w akcie zapatrzenia, adoracji daje się – i tak mnie stwarza. Zapatrzony dam się wciągać – tam, gdzie mieszka Jednorodzony. Aż zobaczę – Serce Ojca, otwarte w Sercu Syna na Krzyżu. Zapatrzony w Miłość – zasłuchany w Miłość – dam się napełniać Miłością i dam się rozkochiwać w Miłości. I tak będę pomału odkładał – zapatrzony w Miłość – to wszystko co mi przesłania Miłość. Stanę się pozbawiony podstępu, pozbawiony „haka”, na którym mógłby się zawiesić oskarżyciel i skupić mnie gdzie indziej, by zdolność adoracji pociągnęła mnie w krzaki…

Właśnie o to trzeba się nieustannie pytać: co adoruję? Właśnie w tej chwili? Co wewnętrznie adoruję? Bo to mnie będzie ciągnąć i prowadzić. Cała sztuka polega na tym, by uparcie wracać do zapatrzenia się sercem tu i teraz w Jedynego Oblubieńca – który nigdy nie przestaje adorować mnie. Droga Jana. Droga Piotra. Droga umiłowanego, który odkrywa w adoracji, jak jest umiłowany. Tylko uważać na drogę Judasza, który – choć najbardziej umiłowany, najbardziej obdarowany na Ostatniej Wieczerzy – nie dostrzegł wpatrzonej w niego Miłości. Bo żył wpatrzony w siebie, swoje oczekiwania… Adoracja – szczyt człowieczeństwa. I tu się dowiaduję, że jestem umiłowany. Tu widzę więcej, coraz więcej Miłości, którą mam. Która od zawsze i na zawsze jest we mnie wpatrzona. I wtedy prowadzi mnie Miłość – wtedy daję Miłość a nie siebie. Właśnie tak: co w tej chwili adoruję w moich myślach, w moim sercu? Maryja – Niewiasta adorująca w Sercu Słowo Miłości. Nieprzerwanie. Nawet gdy Miłość była niezrozumiała po ludzku – Ona Ją adorowała. Natanael. Nawet gdy po ludzku wydaje się, że Miłość nie przedstawia najmniejszej atrakcji – patrzy. Uczeń umiłowany: wpatrzony w Ukrzyżowanego, który nie ma wyglądu by się nam podobać… Adorować nie swoje upodobania – ale Miłość Prawdziwą. Ukrzyżowaną. Wtedy załamią się na mnie, rozdzielą się aniołowie: na zstępujących i wstępujących. Na tych, którzy adorują Miłość i tych, co adorują siebie. Gdy będę uparcie adorował Miłość Prawdziwą – stanę się skałą, jak Piotr jest Skałą, bo uparcie wraca do adoracji spojrzenia Pana. Jak Jezus jest Skałą Zgorszenia, Kamieniem Węgielnym, bo nigdy nie przestaje adorować Ojca. Dlatego Jezus prowadzi do Ojca. Dlatego adorujący Jezusa prowadzi do Jezusa. Dlatego w adoracji wszystko wraca na miejsce: do Serca Ojca. Będą patrzeć na Tego, którego przebodli – i wtedy wyleje się Duch łaski i przebłagania. Duch łaski dla nas, oskarżycieli krzyżujących Miłość – która w ten sposób stanie się naszym przebłaganiem. Przebłaga nas – byśmy uwierzyli Miłości. Ale trzeba uczynić choć krok w kierunku adoracji – żeby zobaczyć adorujące mnie odwiecznie spojrzenie Miłości. Żeby zacząć spożywać Miłość. Żeby dać się – jak Piotr – na nowo tym spojrzeniem stworzyć. Eucharystia i Sakrament Pokuty. Uparte wracanie do adorowania Miłości.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy