Wałbrzyski teatr stał się sławny w Polsce, oto jego dyrektor artystyczny zbiera laury i awansuje. Skąd ta sława i uznanie? Z taniej prowokacji i to monotematycznej – w dużej mierze.
Kolejny spektakl, w którym nie uświadczysz spełnienia postulatu neutralności światopoglądowej, bo gdyby został spełniony, ze sztuki nie zostałoby zbyt wiele. Jest za to stronniczość światopoglądowa: obowiązująca, lewacka, salonowa, ulubiona. Nachalna aż do znudzenia. Przewidywalna i tania. Jak zwykle, bowiem źródłem uciemiężenia, obskurantyzmu i zacofania okazuje się nie kto inny, jak Kościół katolicki i jego Bóg. Oto źródło ciemności i zniewolenia jednostki. Oto przekleństwo ciążące na społeczeństwie.
"Świadectwo wzlotu upadku wzlotu wzlotu wzlotu upadku i tak dalej Antka Kochanka" – to jeden ze spektakli projektu "Teatr Polska" mający promować oświatę i sztukę na prowincji. Dzięki temu świdniczanie nie musieli fatygować się do Wałbrzycha, gdzie od 3 marca spektakl gromadzi tłumy na widowni. Teatr przyjechał do Świdnicy.
Co ważne, spektakl jest dziełem młodych adeptów aktorstwa, został napisany i przygotowany jako spektakl dyplomowy. Okazał się tak dobry, że teraz jest grany w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu. Zresztą trudno się dziwić, bo idea wydobycia i pokazania historii Antka Kochanka, barwnej postaci szarego robotniczego Wałbrzycha lat powojennych, to strzał w dziesiątkę. Co ważniejsze, gra aktorska i środki sceniczne, po jakie sięgają młodzi aktorzy, okazują się bardzo wysokich lotów. Spektakl porusza ekspresją, przekonuje autentyzmem i zaskakuje świeżością artystów. Narracja toczy się wartko, a każdy z aktorów ma swoje pięć minut, by zaistnieć i wykazać się swoim kunsztem, nie ma tu ról drugoplanowych. Nie ulega wątpliwości, że twórcy przedstawienia mają talent, który wart jest o wiele więcej niż domaga się służalcze promowanie poprawnego politycznie lewactwa. "Taki jest dzisiaj teatr" – bronią młodych znawcy tematu. Naprawdę? Jeśli mają rację, to żałosne.
Spektakl, który służy czemuś więcej niż szokowaniu i posłusznemu promowaniu "jedynie słusznej ideologii", porusza człowieka metafizycznie, daje mu szansę zmierzenia się ze swoim ja, stawia go wobec prawdy. Ta prawda nie musi być przyjemna, wystarczy, że daje wolność. Antyczni nazywali to katharsis.
Spektakl, który jest tylko narzędziem walki ideologicznej, to taki, który daje prawo szukać zwycięzców i pokonanych; wskazuje jasno na tych, którzy kopali, i tych, którym dokopano; bezkrytycznie promuje ideologię, której służy. Czy to jest jeszcze sztuka? Rozliczamy dzisiaj artystów służących nazizmowi, komunizmowi i innym totalitaryzmom. Czy rozliczymy kiedyś także współczesnych za ich jaskrawe i bezkrytyczne opowiedzenie się po stronie ideologii lewackiej? Oby.
Szkoda mi tylko młodych artystów. Szymborska przez całe życie musiała mierzyć się ze swoim mrocznym, konformistycznym i poniżającym uwielbieniem dla stalinizmu. Obsada "Historii Antka Kochanka" będzie miała podobny problem, bo poprawność polityczna i stronnicze trzymanie się trendów politycznych nie jest powodem do dumy, ale wstydu. Ale to rozumie się po latach, gdy wreszcie staje się wobec bolesnej prawdy skutków ideologii, której się dzisiaj tak czołobitnie oddaje hołd.