Jako patrona Polski czcimy katolickiego księdza zabitego przez prawosławnych fundamentalistów - warto się przekonać, jaki plon wydaje jego męczeństwo.
Pielgrzymując po rzymskich bazylikach, uderza katolickiego pątnika nie tylko fakt, że najstarsze mozaiki są dziełem bizantyjskich artystów, ale i to, że pojawia się w nich wiele współczesnych ikon. Wystawionych do kultu zgodnie z prawosławną tradycją. Zaskakuje i to, że np. w kolebce renesansu - Toskanii - nie tworzy się dzisiaj realistycznych obrazów nawiązujących do chlubnej przeszłości regionu, ale także sięga się po sprawdzony i uświęcony tradycją kanon ikon prawosławnych. Inna rzecz, że najczęściej katolik nie potrafi odczytać tych obrazów, patrzy na ich stronę estetyczną i zatrzymuje się na tym, co widzi, bo tak się przyzwyczaił traktować obrazy. A przecież każdy gest, każdy kolor i niemalże każda fałda ma znaczenie, odsyła do wieczności, opowiada o świętości, wyraża Obecność.
Niemniej dobrze się dzieje, że ikony bł. Jana Pawła II sprzedają się na pniu, że wiele pobożnych katolickich domów za punkt honoru poczytuje sobie posiadanie ikony swoich ulubionych patronów czy Świętej Rodziny. Patron Polski św. Andrzej Bobola jest tym wszystkim uradowany, choć jego męczeństwo przywołuje na myśl czasy, gdy nienawiść Polaków-katolików i Ruskich-prawosławnych sięgała chyba zenitu.
Dzisiaj bowiem bliżej nam do siebie niż kiedykolwiek wcześniej.
Dobrze też, że współczesny katolik nie ma już uprzedzeń do "ruskich" obrazów, co więcej - najliczniejszą grupę uczestników warsztatów pisania ikon, choćby tych, które odbędą się za miesiąc w Świdnicy, stanowią gorliwi katolicy, a katolicki ksiądz z przyjemnością pije "czaj" z prawosławnym "batiuszką". Oto, jak owocuje okrutny czas męczenników, których krew plamiła ikony.