Ojciec Maciej Zięba, Jan Pospieszalski, ks. Dariusz Oko - nazwiska znane, cenione, opiniotwórcze, ale to wciąż za mało dla prowincji.
Kiedy Monika Rejman, prezes diecezjalnej Akcji Katolickiej, zamawiała salę w I LO, nie dała się przekonać, że to nie jest dobry pomysł, bo będzie bardzo zimno. Była pewna, że gdy aulę wypełni 500 osób, to nawet jeśli ogrzewanie będzie niewydolne, to w tłumie zimno nie będzie. Jednak w I Forum Katolickim wzięło udział sześć razy mniej ludzi... więc zimno dało się we znaki.
Ci jednak, którzy przyszli, nie zawiedli się, bo zaproszeni wykładowcy podzielili się swoją wiedzą, doświadczeniem i mądrością bardzo hojnie. Mówili o sprawach ważnych dla każdego, kto żyje we współczesnej Polsce i we współczesnym Kościele: o źródle jedności, pluralizmie wierzących, dialogu ze światem - to o. Zięba; o medialnym przemyśle pogardy, odważnych Węgrach, specyfice polskiej transformacji ustrojowej - to Pospieszalski; o zbrodniczym ateizmie, maniakach seksualnych, genderyzmie - to ks. Oko.
Dziwi zatem, że na sali nie było nauczycieli, nie było katechetów, nie było katolickich intelektualistów, nie było prawicowych polityków... księży zresztą też zabrakło. Nieliczne wyjątki z tych grup "zawodowych" tylko podkreślały smutną regułę.
Z jednej strony, kto chce niby może sobie poczytać publikacje każdego z prelegentów albo nawet obejrzeć ich na YouTube, to prawda, jednak trudno uwierzyć, że dla średniego i starszego pokolenia nie ma już znaczenia fakt osobistego spotkania - tak nie jest! Więc czemu była tylko garstka? Znam odpowiedź, dzięki Janowi Pospieszalskiemu, który użył terminu: "pedagogika wstydu i obciachu" - katolicy poddali się jej, dlatego to, co wiąże się z hasłem "Bóg, Honor, Ojczyzna", nawet jeśli wciąż przez nich szanowane, uznane zostało za sentymentalny relikt, za obskurantyzm i powód do zażenowania. Polak-katolik traci swoją tożsamość. Michnikowszczyna górą.