Od lat usprawiedliwienie było takie: do Wambierzyc w tym samym terminie co do Kalisza? - nie da się tego pogodzić. W tym roku Kalisz był kiedy indziej.
Po jedenastu latach od początku istnienia diecezji można by było się spodziewać, że pewne tradycje, pewien rytm życia diecezji już krzepnie.
I zapewne w wielu dziedzinach tak właśnie jest. Z drugiej strony, są i takie sprawy, inicjatywy, które nie mogą przebić się do szerszej świadomości wiernych i duszpasterzy. Nie zdobywają ich serca i uwagi. Są odtrącane i traktowane po macoszemu.
Myślę, że takimi tematami są pielgrzymki – a na pewno dwie, które odbyły się w minioną sobotę. Jedna do Barda, druga do Wambierzyc. U Strażniczki Wiary spotkała się garstka dzieci pierwszokomunijnych u Królowej Rodzin niewielka grupa małżeństw i rodzin.
A przecież tysiące dzieci z terenu diecezji przyjęły po raz pierwszy Komunię św. a do samych ruchów i stowarzyszeń rodzinnych należy wiele razy więcej członków niż osób biorących udział we wspomnianej pielgrzymce. (Domowy Kościół usprawiedliwiał się zbieżnością terminów: pielgrzymki do Królowej Rodzin z pielgrzymką ruchu do św. Józefa – tak było kiedyś, w tym roku terminy były już różne... nie pomogło to jednak wcale frekwencji w Wambierzycach).
O co więc chodzi? O niewiarę. Tak myślę. Kryzysuje w nas przekonanie, że Bóg jest Panem i Władcą naszego życia a modlitwa realnie zmienia rzeczywistość. Dlatego nie ma po co wybierać się do świętego miejsca, a przynajmniej, że tam Pan Bóg nie słucha uważniej niż u nas w domu, że sam sobie poradzę a na obrzędy i zwyczaje szkoda czasu. Tak myślę, po tym co usłyszałem od ks. Krzysztofa Czapli, pallotyna, który opowiadal o tym co chciała od ludzi Maryja w Fatimie. No tak, ale ja i kilkadziesiąt osób mogliśmy to usłyszeć, bo byliśmy w Wambierzycach... a pozostali? – nie usłyszeli, bo wtedy siedzieli przed telewizorami, w ogródku albo spacerowali - daleko od Wambierzyc.
Po jedenastu latach takie podsumowanie – przykre.