Mieszka w małym Ratajnie, ale i tak dołączył do wielkiej sprawy - Paweł Kowcz.
Zuzia to koleżanka z klasy. Jakiś czas temu wspomniała Pawłowi Kowczowi, maturzyście z Ratajna, że można się włączyć w wolontariat ŚDM.
To nic, że Paweł mieszka kilka kilometrów za miastem. - Skoro dojeżdżam do Dzierżoniowa do szkoły, na spotkania formacyjne Ruchu Światło-Życie, to mogę też dojeżdżać na spotkania wolontariatu - pomyślał i dołączył do grupy.
Teraz nie żałuje. - Moja świadoma przygoda z Kościołem zaczęła się w pierwszej klasie gimnazjalnej. Poznałem Kościół małej grupy, wspólnoty, bliskich relacji. To oczywiście może się podobać i tego warto potrzebować, bo to daje siłę - ocenia.
Sprawdził swoją teorię w praktyce poszerzając wspólnotę o kolejnych kilkaset osób z wolontariatu ŚDM, które spotkał na akcjach.
Najpierw tej z okazji Światowego Dnia Młodych w sobotę przed Niedzielę Palmową (odpowiadał za recepcję, poznał więc wszystkich, którzy przyjechali wtedy do Bielawy), potem tej związanej z warsztatami dla wolontariuszy (miał radość opiekowania się misjonarzami z Brazylii, którzy przyjechali do nich ze świadectwem).
Był też w Wambierzycach (koordynował pracami służb logistycznych: zawieś flagi, ustaw ławki, udziel informacji, zorganizuje pracę, podeślij kogoś do obiadu - na wszystko to, odpowiedź tylko jedna: proszę bardzo!).
- W Kościele dużo mówi się o miłości, tutaj można miłość okazać - zapewnia. - Wolontariat to dobra szkoła cierpliwości, wrażliwości, solidarności i kreatywności - wylicza a po chwili dorzuca: - Mieszkając w małym Ratajnie stałem się częścią czegoś wielkiego i współtworzę coś co jest świętem nie tylko młodości ale także nadziei, że wiara ma przyszłość i my nią jesteśmy: wolontariusze i młodzież z całego świata zebrani pod jednym szyldem: ŚDM w Krakowie - mówi.
A robi to z takim przekonaniem, że wcale nie dziwi, że namówił do wolontariatu już siedmiu znajomych, żeby posmakowali jak to jest: być częścią czegoś wielkiego i pięknego.