Ciekaw jestem odbioru najnowszego spektaklu grupy dorosłych zrealizowanego w ramach Projektu Edukacji Teatralnej "Alchemia teatralna" w Świdnickim Ośrodku Kultury.
Tym razem Julek Chrząstowski zaprasza swoich aktorów oraz widzów do Osieka. Sławnego miasteczka, w którym dzieją się zaskakujące sprawy.
Oto ustanowiono "nowy porządek" - kobiety do władzy, mężczyźni do kuchni i kądzieli. Hrabia Fredro tak to sobie wymyślił, żeby wykpić rodzące się w XIX stuleciu zmiany obyczajowe.
Nie dziwi zatem, że jego "Gwałtu, co się dzieje!" w interpretacji Julka Chrząstowskiego to wciąż satyra na zamianę ról. Satyra przyjęta z poklaskiem wtedy, ale dzisiaj?
To prawda, choć oswajani jesteśmy z "nowym porządkiem" najjaskrawiej reprezentowanym przez ideologię gender, jednak wciąż mamy opór przed "nowym człowiekiem" wciskanym przez "oświeconych".
Wolimy świat takim, jakim on jest, w którym kobieta jest kobietą, a mężczyzna jest mężczyzną - na stałe, a nie w zależności od aktualnego "widzimisię".
Jednak to "po staremu" nie jest żywcem wzięte z komedii mistrza. Na to już chyba nie chcielibyśmy przystać: kobiety w kuchni, przy dzieciach i robótkach ręcznych a mężczyźni za sterami świata i na wojnie.
Tak naprawdę większość z wyśmianych przez Fredrę postulatów zostało na trwałe wdrożonych w życie społeczne.
Nie mam wątpliwości, że wśród tych zdobyczy jest wiele dobrych, wartościowych i sprawiedliwych zmian.
Niemniej zastanawia mnie, czy trzeba było iść aż tak daleko? Ze szkodą dla kobiet. Czy warto było iść z hasłami emancypacji w takim rytmie, jak to się stało i dotrzeć wszędzie tam, gdzie dotarliśmy w kulturze Zachodu? (nawet z wyłączeniem kuriozalnych wersji człowieka propagowanych przez inżynierów od gender).
Może to drobiazg, ale proszę mi wierzyć, a i samemu się przekonać podczas spektaklu, że mężczyźni w roli kobiet - ubaw po pachy. Kobiety udające mężczyzn - jakby nie patrzeć - ubaw do pasa - a może i niżej.