Trzy dni, cztery małżeństwa, dziesięcioro dzieci, jeden ksiądz.
Wyjechali razem, żeby pogłębić więzi między sobą. Znają się dobrze: cztery małżeństwa i ich dzieci, bo co miesiąc spotykają się na dzieleniu słowem i świadectwem życia.
Potrzebują jednak czegoś więcej, dlatego wyjechali, żeby spędzić ze sobą cztery dni: non stop ze sobą – podczas relaksu, domowej krzątaniny przy posiłkach, troski o dzieci i wspólnej modlitwy.
Nie są jednak sami. Jest z nimi ksiądz. Po co? Żeby być blisko normalności, której na co dzień ksiądz nie praktykuje... bo celibat robi swoje.
Nie mam wątpliwości, że to konieczne – towarzyszyć z bliska – nie z wysokości ambony i zza kancelaryjnego biurka i nawet nie z okazji sprzątania kościoła, tylko z bliska – jako duszpasterz... ten, który jest pod ręką i jest ramię w ramię: na szlaku, w kuchni, w schronisku i w drodze.
To konieczne dla dzieci – żeby wiedziały, że kapłan to ktoś bliski, zwyczajny; konieczne dla rodziców – żeby przeżywali komunię Kościoła; konieczne i dla księdza – żeby miał właściwą perspektywę, gdy wreszcie wejdzie na ambonę, zasiądzie za biurkiem i zorganizuje kolejną parafialną uroczystość.
Polecam gorąco.