...zawieźli do Matki Bożej Fatimskiej czterej motocykliści z Bielawy. Kiedy wrócili, przez trzy dni odsypiali trud przebytych 8000 km.
Po dniach odpoczynku opowiadają o tym, co przeżyli.
- Do Fatimy chciałem zabrać przede wszystkim prywatne intencje. To okazało się niemożliwe. Nagle wiele ważnych dla mnie osób poprosiło o modlitwę. Księża z parafii, znajomi, sąsiedzie - każdy coś dokładał. Czułem, jakbym pakował duchowe kufry na motor i co chwilę przypominał sobie o kolejnej rzeczy, którą muszę zabrać - mówi Józef Chlipała.
Pochodzący z parafii Wniebowzięcia NMP w Bielawie mężczyzna przez lata nie jeździł na motorze. Dawna pasja wróciła, gdy cztery lata temu ks. Krzysztof Pełech namówił go w czasie pieszej pielgrzymki do Santiago de Compostela, by na 100-lecie objawień w Fatimie pojechać do Matki Bożej na motorach.
69-letni Wiesław Baran ponad 40 lat nie siedział na motorze, gdy usłyszał propozycję ks. Krzysztofa.
- Zapaliłem się do pomysłu. Ale tuż przed startem zacząłem się trochę bać. 8000 kilometrów na ciężkiej maszynie, bez względu na warunki atmosferyczne, to dość dużo dla kogoś w moim wieku. Ale chyba Matka Boża nas prowadziła, bo choć przez połowę drogi padało i odczuwaliśmy już zmęczenie, to jednak szczęśliwie dotarliśmy do celu - opowiada.
Sam również na pielgrzymkę zabrał wór pełen intencji, jednak jedna z nich leżała mu szczególnie na sercu.
- Cały trud ofiarowałem przede wszystkim w intencji skruszenia serc ludzi w Bielawie. Należę do parafii pw. Miłosierdzia Bożego, gdzie od kilku dobrych już lat budujemy kościół. Wiele trudu i troski wkłada w to ks. Robert Begierski, proboszcz parafii. Widzę też, jak jego prośby o pomoc rzadko trafiają na żyzną glebę. Prace idą dość wolno, bo ciągle brakuje funduszy. W zeszłym roku Pani Fatimska odwiedziła nasze miasto. Teraz to my zawieźliśmy Bielawę do niej w naszych sercach - dodaje.
- Zobaczyliśmy trzy Maryjne sanktuaria połączone nicią bocznych dróg prowadzących przez najpiękniejsze zakątki Europy. W wiele miejsc nie udałoby się dotrzeć samochodem czy autokarem, wielu nie zdążylibyśmy zobaczyć, idąc pieszo. I tak dzięki spełnionym marzeniom sprzed czterech lat udało się nam przeżyć niesamowitą przygodę duchową, ale i turystyczną. To była nasza pielgrzymka życia - zapewnia ks. Krzysztof, jej główny organizator.
Kapłan już snuje plany na przyszłość. Myśli o dwóch trasach. Pierwsza wiedzie przez miejsca kultu we Włoszech, z pewnością przez Rzym czy San Giovanni Rotondo. Druga trasa prowadzić ma do miejsc kultu na Wschodzie, ale plany tej wyprawy nie są jeszcze doprecyzowane.
Więcej wrażeń z pielgrzymki motorowej będzie można przeczytań w 41/2017 numerze świdnickiej edycji "Gościa Niedzielnego". Serdecznie polecamy.