Jeden z najbardziej znanych gitarzystów po raz kolejny wystąpił w parafii pw. Ducha św. w Bielawie, w której proboszczem jest jego imiennik. Tym razem towarzyszył mu skrzypek - Sebastian Reimann. To jednak nie koniec pomysłów muzyka na muzyczne duety.
Koncert odbył sie 29 października w ramach Polsko-Czeskich Dni Kultury Chrześcijańskiej, w które od lat włącza się Krzysztof Pełech, gitarzysta i jego przyjaciel ks. Krzysztoł Pełech z bielawskiej parafii. Razem każdego roku przygotowują koncert, do którego wirtuoz gitary zaprasza swoich kolegów muzyków.
W ubiegłym roku zagrał z drugim gitarzystą, Robertem Horną, o czy pisaliśmy (tutaj). Występ tak bardzo spodobał się publiczności, że muzyk zdecydował się z kolegą nagrać płytę, która w tym roku w Bielawie była do nabycia.
Tym razem jednak Krzysztof Pełech zdecydował się na nieco odważniejszy krok, zapraszając do współpracy skrzypka, Sebastiana Reimanna. - Poznaliśmy się przez zespół Joscho Stephana, gitarzysty zespołu Gipsy Swing, który już zresztą gościł w Bielawie kilka lat temu z zespołem. Ja miałem okazję współpracować z nimi przez 7 lat. Podróżowałem z nimi, organizując całe trasy koncertowe. Zagraliśmy wspólnie około 70 koncertów w całej Polsce i tak zaczęła się nasza dobra znajomość, która przerodziła się w przyjaźń - wspomina Krzysztof.
Dodaje, że o ile przed laty grał z zespołem jedynie kilka utworów, o tyle udało mu się namówić Stefana na stworzenie wspólnego repertuary w duecie. Współpraca muzyków trwa już 10 lat i od tej pory co jakiś czas udaje im się wspólnie zagrać koncert w Polsce czy w Niemczech. - To jest skrzypek bardzo uniwersalny, poruszający się swobodnie w bardzo wielu stylach. Gra i muzykę klasyczną, Jana Sebastiana Bacha, ale też znakomicie improwizuje, gra przeboje jazzowe. Swinguje też świetnie. Operuje pięknym tonem. To mnie ujęło i pokazało że mamy podobne podejście do muzyki, bo ja też lubię improwizować - chwali kolegę gitarzysta.
Na koncert w Bielawie obaj panowie przygotowali wyjątkowy repertuar, sięgający od Astora Piazzolli, króla tanga, aż do Egberto Gismontiego. Nie brakło też samej klasyki jak Wielka Uwertura, którą zagrał na rozpoczęcie koncertu imiennik proboszcza. - Staraliśmy się stworzyć barwny, urozmaicony repertuar, który nie zanudzi słuchaczy - uśmiecha się artysta. Zapytany o plany na kolejne duety nie chce zdradzić pomysłów. - No zobaczymy. Na pewno coś ciekawego wymyślimy. Grałem już kiedyś ze znakomitym akordeonistą, więc może to jego uda się namówić w przyszłym roku - kończy.