Za oknami był już mrok. Ucichł zgiełk orszakowej radości. Już za chwilę miał się zakończyć okres Bożego Narodzenia. A oni rzutem na taśmę zrobili coś, czego tam jeszcze nikt nigdy nie zrobił.
Cała historia zaczęła się miesiąc wcześniej kiedy szukając miejsca do odpoczynku jeden z kręgów Domowego Kościoła natknął się na „Albertówkę” w Jugowicach.
Poznając historię tego miejsca i jego przeznaczenie, małżeństwa spotykające się co miesiąc z kapłanem na modlitwie i rozważaniach o wierze, chciały coś zrobić dla przebywających tu mężczyzn.
Prowadzący Fundację „Albertówka” ks. Franciszek Głód nieśmiało zachęcił ich do ponownego odwiedzenia należącego do niej ośrodka. Nie spodziewał się jednak, że to nastąpi tak szybko, a młodzi członkowie Ruchu Światło-Życie zrobią coś tak nieprzewidywalnego.
- Chcieliśmy podzielić się z tymi ludźmi naszą radością, wypływającą z Narodzenia Pana Jezusa. Wiedzieliśmy, że panie, które posługują tam, mają w kuchni ręce pełne roboty, więc i im postanowiliśmy pomóc. Tak zrodził się pomysł przygotowania uroczystej kolacji wraz z wieczorem kolęd. Wszyscy jesteśmy umuzykalnieni, nasze dzieci również, więc mogliśmy wykorzystać nasze talenty - wyjaśnia Tomek, jeden z pomysłodawców.
Grzybowa, bigos, sałatki i kilka pysznych ciast wyciągnęły z sali telewizyjnej nawet największych kibiców skoków narciarskich w dniu ostatniego konkursu Turnieju Czterech Skoczni, w którym jak się później okazało Kamil Stoch odniósł historyczne zwycięstwo.
Po krótkiej modlitwie, złożeniu życzeń i zjedzeniu przygotowanych pyszności, przyszedł czas na wspólne kolędowanie. Wiolonczela, skrzypce, gitary i inne instrumenty tylko pomagały nadać chwili wyjątkowy charakter.
Najwięcej radości przyniosła jednak kolęda „Oj Maluśki”, do której kolędnicy układali kolejne zwrotki. Gdy zabrakło im słów, głos zabrał jeden z panów mieszkających w „Albertówce” za co został nagrodzony brawami. Mimo wielkiej rodzinnej radości, na wielu twarzach pojawiły się łzy wzruszenia.
- Mieszkam tu już bardzo długo i jeszcze nigdy czegoś takiego nie było. Przypomnieliście nam czym jest prawdziwa rodzina i pokazaliście, że jesteśmy dla was kimś więcej, niż zwykłymi pijakami z ulicy - mówił jeden z mężczyzn.
Za pomysł dziękował również ks. Franciszek tłumacząc zebranym, że z tradycją świąteczną jest jak z ramą obrazu - bez wnętrza nic nie znaczy, bo to obraz miłości do biednego, nie tylko tego narodzonego w Betlejem, nadaje zwyczajom bożonarodzeniowym prawdziwy sens.