J 517-30: Żydzi prześladowali Jezusa, ponieważ uzdrowił w szabat. Lecz Jezus im odpowiedział: „Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam”. Dlatego więc Żydzi tym bardziej usiłowali Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu. W odpowiedzi na to Jezus im mówił: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Syn nie może niczego czynić sam z siebie, jeśli nie widzi Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni. Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje Mu to wszystko, co sam czyni, i jeszcze większe dzieła ukaże Mu, abyście się dziwili. Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce. Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał...
Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie pod sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą. Jak Ojciec ma życie w sobie samym, tak również dał to Synowi: mieć życie w sobie. Dał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym. Nie dziwcie się temu! Nadchodzi bowiem godzina, kiedy wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos Jego: i ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie do życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie do potępienia. Ja sam z siebie nic czynić nie mogę. Sądzę tak, jak słyszę, a sąd mój jest sprawiedliwy; szukam bowiem nie własnej woli, lecz woli Tego, który Mnie posłał”.
Miłość nie umiera nigdy. Bo nigdy nie przestaje kochać. A kochanie bardziej polega na działaniu niż na deklaracjach czy mglistych uczuciach. Miłość sprawdza się i wyraża w konkrecie, w konkretnym działaniu, w tym co potrafię dla ciebie uczynić. Tak Ojciec kocha Syna: ukazuje Mu dzieła, które czyni dla Niego. Chcę i potrafię to dla Ciebie zrobić... Chcę i potrafię dla Ciebie się natrudzić - bo jesteś dla Mnie tego wart... To nieprzerwanie mówi i ukazuje Ojciec Synowi. To Syn nieprzerwanie widzi w Ojcu: jestem dla Ojca wart, by dla Mnie się natrudzić, dla Mnie to uczynić... I to ukazuje Jezus nam: jesteśmy dla Niego warci trudu, wysiłku, działania, aż po Krzyż. To jest właśnie Miłość, do której jesteśmy zaproszeni. To jest Jedność Ojca i Syna: w myśleniu, pragnieniu i konsekwencji w działaniu. I do tej Jedności jesteśmy zaproszeni - aczkolwiek często tym zaproszeniem gardzimy, bo wolimy być przedmiotem działania niż podmiotem... Bóg jest Podmiotem - i zaprasza nas do tego, byśmy i my byli w Jedności z Nim podmiotami działania, a nie przedmiotami... I na tym polega tragedia człowieka: że pragnie nie bycia podmiotem, nie podmiotowości samego Boga, nie Życia, ale pragnie bycia przedmiotem, czyli w ostatecznym rozrachunku pragnie nie-Życia, śmierci... Człowiek gardzi zaproszeniem do Życia, które wyraża się w zdolności do bycia Podmiotem, do działania tak, jak działa sam Bóg - bo Życie kosztuje tak zwany wysiłek. I dlatego człowiek gardzi Życiem Boga, gardzi zaproszeniem Boga do życia Jego Życiem, bo Życie Boga to Życie Miłości - Miłości, w oczach której warto natrudzić się dla umiłowanych. Natrudzić się aż po Krzyż. Właśnie tak Bóg pokazuje kim jest i co to znaczy, że jest Miłością: trudząc się. Ukazując w Jezusie swój trud, swoje działanie, które podejmuje ze względu na nas. Nie dlatego, że musi - ale dlatego że chce. My zaś jesteśmy tak często udręczeni, bo musimy, a nie chcemy... I to jest właśnie zmartwychwstanie potępienia: wszyscy zmartwychwstaniemy, ale okazuje się, że nie wszyscy tak naprawdę chcemy zmartwychwstać. Bo wszyscy zmartwychwstaniemy do życia Życiem Boga, które polega na praktycznej Miłości, na działaniu w Jedności myślenia i pragnienia, na radości z dzieł, które widzę, że się dokonują przez moje ręce. Na radości z tego, że widzę, iż Miłość działa przeze mnie. Przeze mnie, który ze zwykłego prochu jestem wzięty... Nie widzę tego teraz, bo jeszcze nie w pełni myślę Miłością, moje myślenie i w konsekwencji widzenie i słuchanie jest pełne pychy i egoizmu, które nie pozwalają mi widzieć dzieł Miłości i czerpać radości z dzieł, jakie ukazuje mi Ojciec i Syn, jakie Miłość Trójjedyna dokonuje przeze mnie - bo nie jest tak, jak ja chcę... Ale jest tak, jak chce Miłość. Problem nie jest w szukaniu sposobu na to, by było jak ja chcę - problem zawsze jest w nawróceniu, jeszcze głębszej przemianie myślenia na myślenie Duchem Świętym, na myślenie Miłością. Jakże często wpadamy w ten błąd! Albo odrzucamy wezwanie do działania - albo zanurzamy się w chorobliwej walce o to, by było jak ja chcę... A problem zawsze jest w nawróceniu, w przemianie myślenia, w pozwoleniu Synowi by mnie nawracał - przez słuchanie Jego głosu i wiarę w Ojca, którego Jezus mi wyznaje. To sprawia, że zaczynam myśleć i widzieć inaczej, inaczej sądzić.
Tak, bo wszystko zostało poddane pod sąd człowieka. Bóg po stworzeniu wszystkiego oddał wszystko pod władzę człowieka - ale człowiek źle zrozumiał swoją władzę... Człowiek uznał, że władza sądzenia, władza wybierania polega na tym, że określam, co jest złe, a co dobre. I to jest pułapka, w którą wpadliśmy - bo w tym określaniu, co jest złe, a co dobre, oparliśmy się nie na sądzie Boga, na sądzie Miłości, ale na sądzie naszych zmysłów i emocji. To wyraża Księga Rodzaju, gdy mówi o Ewie, że owoc zakazany ją zachwycił, bo był smaczny i miły z wyglądu... I dlatego uznała go za zdatnego do zdobycia wiedzy. Wiedzy o czym? Właściwie o Kim... Wszystko bowiem sprowadza się do poznania Boga - Boga, który nieprzerwanie się nam wyznaje. Dlatego fundamentalne przykazanie, które pojawia się w obu Testamentach, zaczyna się od „SŁUCHAJ”. Słuchaj głosu Boga, który przemawia w Synu, który jest Jego Słowem... Dlatego każdy, kto słyszy Syna zaczyna żyć naprawdę - bo poznaje Boga. Bez poznania Boga, nie wiemy kim jesteśmy i co w tym wszystkim chodzi. To On jest wyjaśnieniem wszystkiego - bez znajomości Boga Prawdziwego jesteśmy ślepi i głusi, żyjemy w ciemnościach i niewoli, idziemy w śmierć, w potępienie - w samopotępienie. Bo na tym to polega: jeśli szukam tego, co mi podpowiadają zmysły i emocje, to zawsze będę szukał nasycenia egoizmu i pychy, które są sprzeczne z Miłością. I będę się zagłębiał w przekonanie, że wszystko jest źle. To jest pułapka niewłaściwego sądzenia - sądzenia, w którym to ja jestem punktem odniesienia, moja wygoda, moja pycha i mój egoizm. Ojciec przekazał sąd Synowi - bo jest Synem Człowieczym... to jest niezwykły pomysł Boga: nie odebrał człowiekowi władzy panowania, sądzenia, choć człowiek tej władzy nadużywa. A przecież chodziło o to, by człowiek w tej władzy panowania był w Jedności z Bogiem... Człowiek zaś zapragnął autonomii. Bóg zaś nie odebrał człowiekowi władzy panowania - Bóg, by odzyskać „kontrolę” sam stał się Człowiekiem. Niepojęty pomysł nieskończonej Miłości, w którym widzimy na czym polega „sądzenie” Boga: Jego sądzenie polega na tym, że wybrawszy nas - nie przestaje nas wybierać. Uznawszy nas za wartych Miłości - nie przestaje nas takimi uznawać, nawet gdy Go krzyżujemy... Nie przestaje nas, niegodnych, uznawać za wartych Miłości, wartych siebie samego. To widzimy na Krzyżu - to przeżywany na każdej Eucharystii: Jego sąd, Jego odpowiedź na moje „nie jestem godzien...” Jego odpowiedzią jest Dar z samego siebie! Na tym polega sąd Boga - sąd nieskończenie słodki dla tych, którzy uwierzyli i zapragnęli współ-kochać z Miłością, w Jedności Boga. Ale jednocześnie ten sam sąd, to samo uparte zaproszenie, ta sama uparta Miłość jest nieskończenie paląca i sprawiająca ból tym, którzy nie uwierzyli, którzy dalej bardziej wierzą swojej pysze i egoizmowi - bo uparte zaproszenie Boga do współ-kochania, które wyraża się we współdziałaniu jest cierpieniem dla tych, którzy szukają zaspokojenia swojej pychy i swojego egoizmu... Bóg ma tylko jeden sąd: sąd Miłości, która nigdy nie rezygnuje... dla kogoś, kto daje się nawracać to jest przesłodkie - dla kogoś, kto uparcie wraca do pychy i egoizmu jest to przerażające...
Dlatego Jezus wzywa uparcie do nawrócenia - do zasłuchania się w Jego głos, do zapatrzenia się w Jego dzieła, bym się zdziwił - bym dał się wytrącić z równowagi pychy i egoizmu, wygodnictwa i tego wszystkiego, co jest sprzeczne z Miłością i dał się pociągnąć do współżycia z Miłością, w Jedności Ducha, w Jedności myślenia, pragnienia i działania opartego na Miłości. I to jest radość Boga: że mogłem dla ciebie się natrudzić - dla twojego dobra. I to jest radość do której jesteśmy zaproszeni: że prowadzeni wyznającą się nam w Jezusie Miłością Ojca możemy się nawzajem dla siebie natrudzić.