Tradycja noworudzkich pielgrzymek sięga korzeniami aż XVII wieku. A wszystko zaczęło się od nieudanego obiadu.
30 sierpnia 1650 roku odbywał się w Nowej Rudzie jarmark połączony z odpustem. Wówczas żona miejscowego burmistrza postanowiła ugotować swojemu mężowi ulubione danie z raków. Niestety, przez nieostrożność gospodyni, spłonął nie tylko jej dom, ale również połowa miasta.
Był to pierwszy z trzech pożarów w Nowej Rudzie. Mieszkańcy miasteczka, gdy zobaczyli, że mimo drewnianej zabudowy ogień strawił tylko połowę zabudowań, dostrzegli w tym zdarzeniu akt Bożej opatrzności.
W podziękowaniu rozpoczęli pielgrzymki do bardzkiej Pani. Pątnicy dziękowali, ale też prosili, aby już nigdy więcej nie było pożarów. Szli nie tylko mieszkańcy miasteczka, ale również jego włodarze.
To właśnie na tym szlaku spotykały ich różne historyczne wydarzenia. Jak podają kroniki, w 1941 r. podczas drogi pielgrzymi na dworcu dowiedzieli się, że Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji. Ostatni zapis o pielgrzymce pochodzi z 1945 roku.
Po latach przerwy mieszkańcy Nowej Rudy powrócili do tradycji pielgrzymowania i, tak jak niegdyś, tak i dziś wraz z burmistrzem idą do Barda. - Nasz noworudzki szlak pątniczy dołącza do intencji osobistych troskę o dobro wspólne, wszak idziemy modlić się za nasze miasto, podobnie jak to robili przed laty mieszkańcy i włodarze Nowej Rudy. Po długim czasie jesteśmy świadkami odradzających się pielgrzymek do miejsc świętych oraz tworzenia się nowej karty pielgrzymek do Matki Boże Bardzkiej. Dlatego po 68 latach przerwy, 8 czerwca 2013 roku, odbyła się na nowo pielgrzymka do bardzkiego sanktuarium maryjnego. Można przypuszczać, że stała się ona impulsem do organizowania kolejnych. Jak widać, duch pielgrzymowania w parafii św. Mikołaja nabiera coraz większej mocy i znaczenia - mówi ks. Jerzy Kos, proboszcz parafii.
Pielgrzymi wyruszyli w sobotni poranek 26 maja o 6.00. Do Strażniczki Wiary dotarli ok. 14.30. Swoją pielgrzymkę zakończyli Mszą św. przed figurką Bożej Rodzicielki. W tym roku wędrówka do Matki Bożej zbiegła się z Dniem Matki. - Pogoda nami dopisywała, humory również. Nie odczuwaliśmy wielkiego trudu. Myśleliśmy tylko o tym, żeby tutaj dojść. Ja akurat niosłam swoją osobistą intencję - mówi Dorota Kuraś, uczestniczka.