Nadzwyczajni szafarze Komunii św., Bractwo św. Józefa, Akcja Katolicka i wspólnota parafii pw. NMP Królowej Polski pożegnali oddanego Kościołowi mężczyznę.
Na świdnickim cmentarzu przy ul. Słowiańskiej 31 stycznia odbyły się uroczystości pogrzebowe Jana Szeligi, jednego z najstarszych miejscowych nadzwyczajnych szafarzy. Jego posługa jednak daleko wykraczała poza te ramy. A historia jego zaangażowania w parafię pw. NMP Królowej Polski zaczęła się kilkadziesiąt lat temu. Wówczas to ks. inf. Kazimierz Jandziszak, dawny proboszcz, szukał najbliższych współpracowników przy budowie kościoła.
– Pamiętam, że chcieliśmy zorganizować to w taki sposób, by każda brama miała swojego koordynatora. Potrzeba więc było kogoś, kto pomoże wszystko poukładać tak, by nie marnować czasu i zaangażowania wiernych. Wtedy Antoni Krzysztofik podpowiedział mi, że świetnie do tego się nada Jan Szeliga. Nie znałem go wówczas, ale zaufałem panu Antoniemu i się nie zawiodłem. Pomógł rozdzielić odpowiedzialność budowy nie tylko świątyni, ale Kościoła w sensie duchowym, angażując się w kolejne dzieła. Należał jako jeden z pierwszych do rady parafialnej, która dopiero zaczynała funkcjonować. Przez wiele lat pełnił funkcję kierownika sekcji budowlanej. Jako inżynier dobrze znał się na fachu i dobrze się ze swojej funkcji wywiązywał – wspominał ks. Jandziszak
Historię zaangażowania zmarłego szafarza przypominał w czasie ceremonii pogrzebowej także ks. Rafał Kozłowski, aktualny proboszcz.
– Należał do Akcji Katolickiej, wspólnoty „Komunia i Wyzwolenie”, bractwa św. Józefa przy świdnickim sanktuarium czy męskiej róży różańcowej. Można powiedzieć, że nie rozstawał się z różańcem. Kiedy przyszedłem do parafii, prowadził też Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Kiedy podczas jednego z nabożeństw zasłabł, zaproponowałem, by odpuścił, ale on nie chciał. Całe swoje siły poświęcił dla wspólnoty parafialnej, służąc Bogu i ludziom tak, jak tylko siły pozwalały. Brał też udział w pracach charytatywnych jak dyżury, rozwożenie paczek, organizowanie festynu parafialnego. Można powiedzieć, że wszędzie go było pełno. Na wszystko miał czas. I na wszystko starczyło siły. A przy tym był człowiekiem bardzo uczciwym, koleżeńskim, pracowitym, oddanym. Szczególnie było to widać w relacji do swojej rodziny, zwłaszcza do chorej żony, którą się opiekował – podkreślał ks. Kozłowski, proboszcz parafii pw. NMP Królowej Polski.
Jednym z tych, którzy przy zmarłym trwali do końca był Andrzej Ora. To on każdej niedzieli przychodził do kolegi- szafarza z Komunią św.
– Był przez nas nazywany - z uwagi na szacunek – panem Jankiem, mimo iż do grupy nadzwyczajnych szafarzy dołączyliśmy razem w 1995 r. Zawsze dyskretny, chętny do pomocy, a przy tym cichy i pokorny. Jestem dumny z tego, że miałem zaszczyt i łaskę u schyłku jego życia przynosić mu Jezusa – dodaje.
Jan Szeliga urodził się 22 listopada 1938 r. Zmarł 28 stycznia 2020 r.