Nigdy nie szyła maseczek, nie wiedziała więc, jak do tego podejść. Zaczęła od modlitwy.
Pani Regina od lat znana jest w regionie z produkcji ubrań z nadrukowanym błogosławieństwem. Zaplanowane na te dni przymiarki dla dzieci komunijnych z wiadomych powodów nie odbędą się. Z racji wolnego czasu krawcowa postanowiła wykorzystać swoje umiejętności do produkcji masek ochronnych.
- Wczoraj pomyślałam, że mogłabym spróbować, ale nie wiedziałam, jak to ruszyć. Odmówiłam koronkę i powiedziałam Maryi, aby się odezwała i coś zadziałała. W tym momencie zadzwoniła do mnie dziewczyna, że odda mi dwie belki materiału. Miałam już odpowiedź - mówi.
Miała też spory zapas swojego materiału, brakowało jej jednak wystarczającej ilości gumek. Obdzwoniła producentów włóknin i tasiemek, ale okazało się, że jest to produkt deficytowy. Pomoc i tym razem przyszła z góry - spotkane na porannej Mszy znajome podarowały jej potrzebne gumki. Wraz ze swoją siostrą uszyły już pierwsze sztuki maseczek.
- Szpitale potrzebują sterylnych, a my takich nie mamy. Możemy je tylko prasować w wysokiej temperaturze. Nasze maseczki są wielokrotnego użytku. Szyjemy je dla wszystkich, którzy będą tego potrzebowali, jak ośrodki pomocy społecznej, ośrodki dla bezdomnych, sklepy, wolontariusze. Dzisiaj już zadzwoniła do mnie koleżanka, że potrzebuje 60 sztuk do sklepu mięsnego - dodaje.
Pomimo kosztów, jakie ponosi, nie oczekuje zapłaty za swoją pracę. Jest jej przykro, że niektórzy z takiej działalności zrobili sobie pomysł na biznes.
– Ci, którzy będą chcieli zapłacić, mogą to zrobić, a reszta po prostu nie zapłaci. W internecie są kosmiczne ceny. Do tej pory maski były po kilkanaście gorszy, teraz ich cena sięga 20 zł. To tak, jakby w czasie wojny kobieta musiała zapłacić obrączką za chleb dla dzieci. To chyba na tym nie polega – mówi pani Regina.