O umywaniu nóg swoim bliskim, o liturgii, która może być przekleństwem i o rodzinie, która może zbawić całą klatkę schodową mówi o. Tomasz Tlałka OSPPE.
Sobór Watykański II określa Kościół jako sakrament zbawienia. To znaczy, że każdy chrześcijanin jest sakramentem?
No tak, rodzina może być sakramentem zbawienia dla całej klatki schodowej, czyli znakiem, który urzeczywistnia zbawienie. Bo jak się urzeczywistniało zbawienie? Chrystus powiedział, Królestwo niebieskie jest blisko, nie w sensie, że się zbliża, jedzie do nas ze Świebodzic i jest coraz bliżej, tylko, że ono jest w Nim. I jeśli to Królestwo niebieskie jest w tej rodzinie, to jest blisko dla wszystkich tych, którzy żyją obok niej.
Nie ograniczajmy Kościoła tylko do liturgii. Chrystus żyje w swoim Ciele – we wspólnocie Kościoła, żyje w drugim człowieku, żyje w ochrzczonych, żyje w końcu w rodzinie, która jest Kościołem domowym. Sakrament nie jest celem. Celem jest to, żeby mieć naturę Jezusa Chrystusa poprzez oddawanie życia, czyli przyjmowanie grzechów innych na siebie. A sakramenty temu służą. My jesteśmy ciałem Chrystusa. Sakramenty służą budowaniu Ciała Chrystusa.
Dla mnie nigdy nie istniał dylemat, które święta są lepsze – Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Bo właśnie Wielkanoc z Triduum Paschalnym, z całą liturgią, z atmosferą, z celebracją tych dni miała szczególny smak i niosła jakąś tajemnicę.
Dlatego warto znaleźć sposób jak to przeżyć w domu. Na zasadzie liturgii odprawianej w domu, której przewodniczyć będzie głowa rodziny, najlepiej ojciec. Bardzo zachęcam oczywiście, żeby uczestniczyć w transmisjach, czy to ze swojej parafii, z biskupem, z Jasną Górą, czy wprost z Ojcem Świętym. Natomiast po transmisji można zrobić liturgię domową. Ale to musi mieć swój charakter. Zachęciłbym, żeby ładnie się ubrać na ten czas, świątecznie, nakryć stół białym obrusem, zapalić świeczkę i postawić krzyż. Po transmisji, warto usiąść razem, już nie wokół telewizora, tylko wokół stołu albo w kręgu. Wpierw pamiętajmy, żeby przed każdą liturgią zrobić znak krzyża i pomodlić się do Ducha Świętego. W Wielki Czwartek głowa rodziny niech odczyta trzynasty rozdział Ewangelii wg. św. Jana, w której czytamy o największym przykazaniu – o oddawaniu życia i o tym, że Jezus umywa nogi uczniom. Po odczytaniu Ewangelii niech to samo zrobi głowa rodziny, niech umyje wszystkim nogi. Niech uklęknie wpierw przed żoną, potem dziećmi, weźmie dzbanek z wodą i poleje nią nogi swoim bliskim, wycierając je ręcznikiem i na końcu całując. To samo niech zrobi wobec siebie nawzajem każdy z domowników.
O co chodzi w tym geście?
To jest gest niewolnika, który umywa nogi swojemu panu. I wtedy głowa rodziny pokazuje – ten komu umywam nogi jest moim panem. Brat Albert Chmielowski nazywał biedaków swoimi panami, on czuł się ich sługą. Chrystus poprzez umycie nóg stał się służącym dla apostołów. To jest wyraz gotowości do służby i uniżenia przed drugim człowiekiem, bo stopa to jest coś najniższego w człowieku. Jednocześnie jest to gest proszenia o wybaczenie, że nie służyłem tej drugiej osobie. To jest też przyjęcie drugiego człowieka w całej jego słabości, z trudnym charakterem, to jest przyjęcie dziecka z trudnościami jakie sprawia, z jego nieposłuszeństwem. Nie muszę o tym mówić, ważne żebym taką intencję miał w sercu. Trzeba dzieci dobrze w to wprowadzić, bo to nie jest zabawa. Chrystus uczynił to swoim apostołom i chciał, żebyśmy i my to samo robili między sobą. To może okazać się ogromnym wyzwaniem, bo wcześniej wystarczyło wziąć dziecko za rękę i przyprowadzić do kościoła i ksiądz to jakoś wyjaśnił. A teraz głowa domu ma wytłumaczyć swoim dzieciom, o co w tym znaku chodzi. Jeśli umywam ci nogi to znaczy, że chcę cię dzisiaj kochać takim jakim jesteś. My często ograniczyliśmy miłość do tego, żeby mówić komuś jaki on ma być. A tymczasem kochać to znaczy umywać nogi nie mówiąc jaki ktoś ma być. Możemy dostrzec w tym ogromną siłę, bo dopiero taka miłość ma zdolność przemienić drugiego człowieka.