Nowy numer 13/2024 Archiwum

Wielki Piątek. Chrześcijanin, który się chwieje

O pokrzyżowanych planach, o dźwiganiu krzyża wiszącego na ścianie i o chrześcijaninie, który potrafi przegrywać - mówi o. Tomasz Tlałka OSPPE.

Wielki Piątek jest czasem pokuty, a z pokutą wiąże się sakrament spowiedzi.

Jeżeli chodzi o spowiedź, to ja myślę, że nie ma większego problemu. Oczywiście jest lęk o to, aby przyjść do kościoła, rozumiem to. Trzeba się podporządkować zaleceniom władz, żeby nie wychodzić z domu. My na przykład mamy spowiedź na telefon. Nie spowiadamy przez telefon, tylko jeśli ktoś jest pod kościołem, dzwoni i któryś z ojców schodzi i spowiada. Kiedy się idzie przez miasto, widać kolejki do banków, ludzie stoją 2 metry od siebie i wchodzą po 3 osoby. Do kościoła może wejść jednocześnie 5 osób, ale nie ma takich kolejek przed naszym kościołem.

Martwimy się o nasze zdrowie, o nasze pieniądze, ale przestaliśmy się martwić o nasze życie wieczne? Może spowiedź nie jest nam już potrzebna?

Grzechy ciężkie wyznajemy tylko podczas spowiedzi. Takim grzechem jest na przykład świadome i dobrowolne opuszczenie niedzielnej Eucharystii. To jest najczęstszy grzech ciężki, czyli śmiertelny, taki, który zabiera mi przyjaźń z Bogiem. Nie dlatego, że Bóg nie chce się ze mną przyjaźnić, tylko to ja zrywam tę przyjaźń. Doskonały żal za grzechy usuwa grzech ciężki pod warunkiem, że przy najbliższej okazji wyspowiadam się i wyznam wszystkie grzechy, które popełniłem od ostatniej spowiedzi. Jeśli chcę być w łasce z Chrystusem, bo do Komunii duchowej muszę być pojednany z Bogiem, mogę wzbudzić akt żalu doskonałego - żałuję, bo przeciwstawiłem się miłości Bożej. Żałuję nie dlatego, że boję się piekła, nie dlatego, że wypada, ale ze względu na miłość Boga. Boże, Ty mnie tak ukochałeś, a ja robię takie rzeczy. Nigdy dla małżonków nie byłoby łatwe wyznanie: "Zdradziłem cię". A Boga zdradzałem tyle razy i żyję tak, jakby to nie miało w ogóle znaczenia. I może ta niemożność wyjścia z domu pomoże mi przeżyć w końcu autentyczny żal za grzechy. Znów, można do spowiedzi podchodzić: przyjść, wystukać parę grzechów i wyjść. I tyle. I nie spotkać się z Bogiem w sercu. Można potraktować swoje grzechy jak listę zakupów.

Mam wrażenie, że w tych dniach objawia się jeszcze większe napięcie między obowiązkiem a potrzebą serca. To, o czym ojciec mówi, nie wynika z prawa, ale z miłości.

Prawo nam pomaga. Wiemy, że prawo w najgłębszym wymiarze, o jakim mówi św. Paweł, jest wychowawcą, ale wychowawcy funkcjonują tylko do pewnego okresu. W szkole mamy wychowawcę, rodzice są wychowawcami, ale gdy człowiek staje się dojrzały, już sam wybiera. Rodzice jako wychowawcy zakładają, że dziecko wie, co jest dobre, a co jest złe. A są takie obowiązki, które nam towarzyszą przez całe życie. Jeżeli podchodzę do Mszy św. tylko ściśle jurydycznie, prawnie, i szczycę się przed innymi, że wypełniłem obowiązek, to znaczy, że jestem niedojrzałym chrześcijaninem. Jasne, trzeba mieć wyrozumiałość do siebie. Ja czasem też potrzebuję bata, żeby wziąć brewiarz. Wtedy okazuje się, że nie dojrzałem do tego, że moja relacja z Chrystusem jest obowiązkowa, a nie miłosna. Myślę, że wszyscy mamy z tym problem, życie nas weryfikuje. Ty w nocy też pewnie nie wstajesz do dziecka z uśmiechem...

Przeczytaj także wywiad z o. Tomaszem nt. Wielkiego Czwartku:

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy