Biały obrus na stole i Pan Jezus w sercu

Rodzina Kościołem Domowym. Jeszcze nigdy to zdanie nie brzmiało tak prawdziwie.

Krzyżyk na czole

Dla Asi i Artura kwarantanna to dobry czas, choć były też trudne momenty. Asia jest lekarzem, pracuje m.in. w szpitalu, w którym na jednym z oddziałów przebywał chory zarażony koronawirusem. Musiała więc przejść przymusową kwarantannę. Na szczęście w jej wypadku test wyszedł negatywny. – Kiedy idę do pracy do szpitala, boję się czy czegoś nie złapię. Łucja szczególnie to przeżywa, nie chce żebym szła do pracy. Ale kiedy już wychodzę, podchodzi do mnie i robi mi znak krzyża na czole – mówi Asia.

Artur kilka dni po zamknięciu szkół wziął wolne w pracy. Mają trzy córki, przysługuje mu więc zasiłek opiekuńczy, z którego chętnie skorzystał – To jest czas błogosławiony – mogę odmówić jutrznię, wieczorem razem z Asią modlimy się kompletą. To jest rzecz, która na co dzień nam się nie udawała. Ten czas przymuszonej obecności w domu jest dla nas bardzo dobry. W ciągu dnia możemy wreszcie z Asią napić w spokoju się kawy – mówi Artur.

Cieszą się też z tego, że udaje im się razem z dziećmi klękać codziennie do modlitwy. Wcześniej modlitwa rodzinna różnie im wychodziła. Jedna córka już spała, druga nie wyszła spod prysznica, a trzecia odrabiała jeszcze lekcje – Przyłączyliśmy się do różańca o 20.30. Niezależnie od tego czy jesteśmy w trakcie kolacji, czy robimy coś innego, odrywamy się, klękamy i wspólnie się modlimy – mówi Asia.

Aby lepiej przeżyć ten czas przygotują sobie specjalne miejsce do modlitwy, które pomoże także dzieciom w lepszym przeżywaniu Triduum. Ale pomimo tego, że nie mogą wyjść wszyscy razem do kościoła, nie chcą ograniczać się do przeżywania świąt tylko w domu. – Mieszkamy na odludziu więc w Wielki Piątek weźmiemy ze sobą krzyżyki, pójdziemy w pole i zrobimy drogę krzyżową. Jeśli ze względu na pogodę nam się to nie uda, to własnoręcznie zrobimy stacje i powiesimy w domu na różnych piętrach. Dobrze, żeby to miało formę procesyjną. Tak jest lepiej niż oglądać drogę krzyżową na ekranie. To musi mieć akcję, my dorośli też potrzebujemy takiej akcji – mówi Artur.

Doceniają to, że w tym roku ominie ich przedświąteczna gorączka. Odbierają to jako szansę, która pozwoli im w lepszym przeżyciu świąt. Wiedzą, że przez niemożliwość pójścia do kościoła przygotowanie do Wielkanocy wymaga od nich dodatkowego wysiłku. Ale taki wysiłek podejmowali już wcześniej, po to, żeby swoim córkom pomóc w przeżywaniu Mszy Świętej – Od jakiegoś czasu, zanim wyszliśmy do kościoła dyskutowaliśmy z nimi o niedzielnej Ewangelii. Chcieliśmy, aby słuchając księdza pamiętały o czym rozmawialiśmy – dodaje.

Teraz w niedzielnej Eucharystii uczestniczą przed telewizorem. Wybierają transmisję Mszy św. dla dzieci ze Świątyni Opatrzności Bożej. Pomimo tego, że zostają w domu ubierają się tak jakby wychodzili do kościoła. Dbają o takie szczegóły, które pomogą wszystkim w lepszym przeżywaniu Eucharystii. –  Cieszymy się, że możemy uczestniczyć w liturgii poprzez transmisję telewizyjną. W Wigilię Paschalną na pewno połączymy się z takim miejscem, w którym będzie czuwanie i adoracja, żebyśmy mogli się poczuć jak w kościele. Ta noc będzie inna niż wszystkie, zrobimy też wieczorną agapę – mówi Artur.

– Moja mama śmieje się, że jeżdżą teraz na pielgrzymki. Co niedzielę szukają Mszy z innego miejsca. Byli już w Łagiewnikach, w Świątyni Opatrzności, na Jasnej Górze, a ostatnio nawet w Sosnowcu – nie spodziewali się, że może tam być taki piękny kościół. Wszystko dzięki telewizyjnym transmisjom. To też jest ubogacające – dodaje Asia.

Budzi się tęsknota

Chaos i nieprzewidywalność są wpisane w codzienne życie każdej wielodzietnej rodziny, może dlatego czas kwarantanny nie jest dla nich tak dotkliwy. Są o tym przekonani Agnieszka i Krzysiek, rodzice szóstki dzieci. – Widzę, że nasz myślenie zmieniało się wraz z przyjęciem kolejnych dzieci. Bierzemy rzeczywistość taką jaka jest. Zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko zależy od nas i nauczyliśmy się przyjmować sytuacje, na które nie mamy wpływu, w większym zaufaniu do Pana Boga – mówi Agnieszka.

Nie jest jednak tak, że epidemia nie pokrzyżowała im planów. We wspólnocie, w której są, jest zwyczaj całonocnego czuwania w Wigilię Paschalną. W ten dzień planowali także chrzest swojego najmłodszego syna, Józka. Wiedzą, że do tego nie dojdzie, mają jednak w sobie wewnętrzny pokój, i wierzą, że te wydarzenia też są im potrzebne.

Agnieszka, pomimo tego, że teraz całe dni spędza razem ze wszystkimi dziećmi, widzi dużo zalet obecnej sytuacji. Mogą wspólnie razem zjeść śniadania i obiady, co dotychczas było niemożliwe, kiedy rano dzieci wstawały do szkoły i przedszkola a wracały o różnych porach. Mogą też wspólnie modlić się więcej niż zwykle. Do tej pory mieli zwyczaj wspólnej modlitwy w niedzielne poranki, podczas której mogli każdemu dziecku poświęcić czas i porozmawiać o ich bieżących sprawach. – Teraz w piątki staramy się robić drogę krzyżową. Nie udaje nam się codziennie odmawiać różańca, ale robimy to w niedzielę. Śpiewamy także razem gorzkie żale i uczestniczymy w Mszy Świętej dla dzieci transmitowanej ze Świątyni Opatrzności Bożej – mówi Agnieszka. Najmłodsze dzieci także chętnie biorą udział w modlitwach. Czteroletniemu Frankowi zdarza się co prawda zasnąć z różańcem w ręku a sześcioletnia Basia potrafi w trakcie modlitwy wyjść pobawić się do swojego pokoju, ale zawsze wraca, kiedy inne dzieci modlą się w swoich intencjach. Starszy Staszek, który już rozumie co się dzieje, zaczął ostatnio modlić się w intencji wszystkich lekarzy, pielęgniarek i chorych oraz o życie wieczne dla tych, którzy umarli z powodu epidemii.

Agnieszka dostrzega, że czas zamkniętych kościołów pozwala doceniać to, co do tej pory mieliśmy na wyciagnięcie ręki. – Może Pan Bóg daje ten czas, żeby zatęsknić za Jezusem Eucharystycznym. Ostatnio miałam okazję przyjąć Komunię po dłuższej przerwie – dawno nie czułam takiego pragnienia, żeby Jezus przyszedł do mnie.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..