Każdy dzień rozpoczynała od modlitwy różańcowej. To był dla niej tylko obowiązek wynikający z przynależności do róży różańcowej, ale i sposób na życie.
W środę 21 października uroczystościom pogrzebowym przewodniczył bp Ignacy Dec. - Każda mama księdza jest jakby mamą wszystkich kapłanów, dlatego gromadzimy się zawsze tak licznie przy tym wyjątkowym pożegnaniu. Towarzyszą nam dwie intencje: dziękczynna - za życie zmarłej Teresy i błagalna - o jej wejście do nieba - mówił biskup senior we wprowadzeniu do Mszy św. w kościele Narodzenia NMP w Sadach Górnych.
Homilię natomiast biskup rozpoczął tymi samymi słowami, którymi kilka lat temu żegnał w tym samym kościele męża pani Teresy. - Są na ziemi spotkania i są rozstania. Zwykle jest nam miło i przyjemnie przeżywać chwile spotkań, zwłaszcza gdy przyjeżdżają do nas przyjaciele, ludzie oczekiwani. Wówczas cieszymy się z obecności naszych gości. Jest wielka radość w naszym sercu. W zupełnie innym nastroju przeżywamy pożegnania, choć są różne - chwilowe, po których następują ponowne spotkania, ale i jest takie, które nazywamy ostatnim - przypominał bp Dec.
Podkreślał też, że zmarła Teresa dała wraz z mężem życie ośmiorgu dzieciom: Krystynie, Markowi, Iwonie, Monice, Ireneuszowi, Tomaszowi, Dianie i najmłodszemu Łukaszowi, który został księdzem. - Gdyby mama Teresa miała tylko siedmioro dzieci, nie mielibyśmy kapłana Łukasza, który dobrze pracował w bielawskiej parafii, a teraz studiuje w Rzymie. Przyglądając się jego posłudze, widzimy, że wyszedł z dobrej rodziny, został dobrze wychowany przez swoich rodziców. To najlepsze wiano, które mógł wynieść z domu.
Teresa przyszła na świat 30 października 1951 r. jako najstarsza z trójki dzieci Anieli i Józefa Stępniowskich. Będąc małą dziewczyną, przybyła z rodzicami najpierw do Piotrowic pod Świdnicą, a później do Sadów Górnych. Tam uczęszczała do szkoły i została aż do końca swoich ziemskich dni. 30 kwietnia 1970 r. wyszła za mąż za Romana Bankowskiego z którym miała czterech synów i cztery córki. Ze wszystkich swoich dzieci była dumna i każde z nich było dla niej ważne. W małżeństwie przeżyła 43 lata aż do śmierci męża w 2013 roku. Doczekała się 11 wnuków i 2 prawnuków.
Każdy dzień rozpoczynała modlitwą różańcową, w której polecała dzieci i wnuki, ale także modliła się w intencji Kościoła, kapłanów, biskupów, kleryków. Robiła to często wcześnie rano, nim jeszcze domownicy wstali. Zaświadcza o tym ks. Łukasz, którego już jako księdza nieraz w rodzinnym domu budził szept mamy. Miała też wielkie nabożeństwo do św. Jana Pawła II.
Przez wiele lat zmagała się z cukrzycą, która zaatakowała słuch i wzrok. Później dołączyła choroba nowotworowa, która zakończyła jej żywot 16 października 2020 r., w 42. rocznicę wyboru kard. Karola Wojtyły na papieża.