Miał 89 lat. Odszedł w szpitalu 24 stycznia 2021 r. o godz. 10 po krótkiej, ale gwałtownej chorobie.
W świdnickiej edycji "Gościa Niedzielnego" jego nazwisko pojawiało się wielokrotnie przy okazji różnych uroczystości patriotycznych. Nie raz też opowiadał o swoich przeżyciach z dawnych lat. (więcej: Prawo do przyszłości)
Urodził się 6 października 1932 r. w rodzinie Zofii i Leona Zdrojewskich. Mieszkali wtedy w Warszawie. Ojciec był żołnierzem 1. Pułku Szwoleżerów, którym dowodził słynny gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Od swojego dowódcy nauczył się miłości do ojczyzny, którą następnie wszczepił swoim dzieciom: Bogdanowi i jego starszemu bratu Leonardowi. To dzieciństwo skończyło się jednak bardzo szybko, bo już w 1939 r. jako 7-letni chłopiec Bogdan musiał zrezygnować na jakiś czas nie tylko z edukacji, ale i normalnego życia.
Od początku okupacji ojciec Bogdana działał w konspiracji, więc naturalne było, że i obaj synowie zostaną włączeni do walki z Niemcami, na miarę swoich możliwości. Początkowo chłopcy nosili ulotki informacyjne w specjalnie przerobionym tornistrze. Przekazywali też informacje czy listy. Podczas jednej z akcji gestapo aresztowało najmłodszego ze Zdrojewskich, w wyniku czego trafił na Aleję Szucha. Tam go przesłuchiwano i bito. Po interwencji ojca, który biegle znał język niemiecki, został zwolniony z aresztu.
Gdy wybuchło powstanie warszawskie, rodzina Zdrojewskich została przesiedlona na teren Puszczy Kampinoskiej. Ojciec był łącznikiem w AK. Każdego dnia przedostawał się z meldunkami do miasta i wracał do lasu. Nowe miejsce zamieszkania było konieczne, bowiem Żoliborz, gdzie znajdował się dotychczasowy dom Zdrojewskich, bardzo szybko został odcięty od reszty miasta. Po kapitulacji powstania Niemcy wywieźli ludność cywilną do obozu przejściowego w Pruszkowie. Tam też trafił ojciec Bogdana, który po kapitulacji powstania zrzucił mundur i przebrał się w cywilne rzeczy. Wojna się skończyła, ale Zdrojewscy nie mieli po co wracać do Warszawy. Ich dom na Żoliborzu został zniszczony podczas walk. Dlatego postanowili wyjechać na Dolny Śląsk.
Osiedlili się w Świdnicy. Bogdan, wówczas uczeń siódmej klasy, zaczął działać w zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość (WiN), organizując młodzieżową grupę w szkole. Chłopcy mieli za zadanie ustalać nazwiska i adresy ubeków, liczebność wojsk sowieckich w Świdnicy, pilnować bezpieczeństwa, kolportować ulotki antykomunistyczne. W kwietniu 1952 r. Bogdan Zdrojewski wpadł podczas roznoszenia ulotek. Sąd skazał go na 15 lat więzienia. W więzieniu przeżył gehennę. Z tego czasu zapamiętał wiele momentów, przywołując ich najmniejsze szczegóły, tak jakby miał je wciąż przed oczami.
Poniżenie, głód, dotkliwa samotność czy zadany ból niczym kolce tkwiły w jego pamięci: "Kiedyś jeden ze strażników przyniósł mi śledzie. Zjadłem je, choć były bardzo słone. Sól paliła całe moje wnętrze. Wyłem z bólu, uderzałem stołkiem o drzwi i prosiłem o wodę. Nie dali. Waliłem więc nadal w drzwi taboretem. Wtedy do celi wpadli żołnierze i pobili mnie do nieprzytomności. Ocknąłem się na betonowej posadzce, z której zlizywałem własną krew" - opowiadał pan Bogdan. Po odbyciu części kary wrócił do Świdnicy. Początkowo miał problemy ze znalezieniem pracy, ale od ojca nauczył się zawodu i jako optyk pracował przez długie lata we Wrocławiu. Po jakimś czasie wraz z rodziną przeprowadził się znów do Warszawy, ale po przejściu na emeryturę wrócił do Świdnicy.
Na miejscu od wielu lat angażował się w działalność organizacji upamiętniających tych, którzy zginęli za niepodległą ojczyznę. 4 czerwca 2014 r. za zasługi został awansowany na stopień majora, a w 2019 na podpułkownika. Był także prezesem Obszaru „Zachód” WiN. Poza tym żył spokojnie, w gronie rodzinnym, ciesząc się każdym kolejnym dniem wolności, której niegdyś tak bardzo mu brakowało. Zmarł 24 stycznia 2021 r.