Zaraz po jego śmierci parafianie złożyli kwiaty… przy konfesjonale, gdzie spowiadał. Mówili też dużo dobrego. Przypominamy materiał zebrany przed laty.
Ks. Józef Kania kochał kapłańskie życie jak nic innego, dlatego do samej śmierci był przekonany, że wróci do kościoła, stanie przy ołtarzu, usiądzie w swoim konfesjonale. Sam pisał o tym w testamencie: „Dumny jestem i pełen zarazem pokory, że mogę umierać jako kapłan katolicki – zawsze sobie tę łaskę ceniłem i starałem się służyć ludziom, jak mogłem”.
Kapłan miłosierdzia
Do kościoła Chrystusa Króla ludzie przyjeżdżali z całej okolicy, by właśnie tam prosić o miłosierdzie. Chcieli doświadczać Bożej miłości przez posługę ks. Józefa. – Jak nie pojawiałem się przy konfesjonale zbyt długo, zaraz miałem telefon od proboszcza z zapytaniem o termin spowiedzi – wspominał jeden z lektorów. – Ostatni raz spowiadałem się u naszego księdza w szpitalu. Kilkanaście dni przed jego śmiercią.
Kiedy w połowie grudnia nieuleczalna choroba przypuściła kolejny, jak się okazało śmiertelny atak na życie dzierżoniowskiego proboszcza, osłabiony nie mógł sprawować Eucharystii, ale cierpliwie słuchał spowiedzi. Nie dziwi zatem fakt, że podczas naszej rozmowy w połowie listopada, tuż przed parafialną uroczystością nawiedzenia Jezusa Miłosiernego, wyznał: – Nie mogę się doczekać peregrynacji. Cieszę się, że mam jeszcze siły. Chcę zawierzyć siebie i parafian Miłosiernemu, bo znam moc Miłości Miłosiernej.
Kapłan szczęśliwy
Wielu uczestników pogrzebu zauważyło, że w odczytanym testamencie zostali wyróżnieni ministranci. Młodzi wiedzieli o tym, że są oczkiem w głowie swojego księdza, dlatego podczas pożegnania wyznali: – Jeden Pan Bóg wie, ile tobie, Księże Proboszczu, zawdzięczamy i ile o tobie możemy mówić dobrego. Zatroskanie o Liturgiczną Służbę Ołtarza owocowało łaską wielu powołań kapłańskich i zakonnych. Podkreślił to w kazaniu pogrzebowym nasz biskup. – Wykładnikiem gorliwości duszpasterskiej ks. Kani są powołania kapłańskie i zakonne. Bardzo się tym chlubił i szczycił. Należy podkreślić, że ta parafia należy do najobfitszej w powołania w naszej diecezji. Jest w tym na pewno duża zasługa zmarłego kapłana.
Kapłan ludzki
Kardynał Gulbinowicz z racji srebrnego jubileuszu kapłaństwa pisał w liście gratulacyjnym do ks. Józefa: „Szczególną wdzięczność wyrażam księdzu Kanonikowi za taktowny i bardzo humanitarny stosunek do każdego człowieka”. Doskonałym znakiem człowieczeństwa Zmarłego było jego poczucie humoru. Znamienne, że ordynator oddziału, na którym umierał ks. Józef, Emilia Filipczyk-Cisarż, wyznała ze łzami w oczach, że umierający ksiądz do końca zachował sobie właściwe poczucie humoru, a jego obecność na oddziale była wielkim świadectwem nadziei dla innych chorych. Umarł o godz. 9.00, we wspomnienie św. Tomasza z Akwinu. Przygotowany na spotkanie z Synem Człowieczym mógł z przekonaniem wyznać: „Idę pełen nadziei” (ostatnie słowa testamentu).
KS. KANONIK JÓZEF KANIA ur. 20.09.1938 r. w Turzy (Rzeszowszczyzna), syn Jana i Anieli z d. Kosak. Miał sześcioro rodzeństwa. Ochrzczony 2.10.1938 r. w Sokołowie Małopolskim. Od rodziców nauczył się szczególnej czci dla Matki Bożej (co roku pieszo pielgrzymowali całą rodziną do sanktuarium w Leżajsku, gdzie zrodziło się jego powołanie). Święcenia kapłańskie przyjął 23.06.1963 r. we Wrocławiu. Jako wikariusz pracował w Lubaniu Śląskim, Lądku Zdroju i w Strzegomiu. W ósmym roku kapłaństwa został proboszczem w Milikowicach. W 1985 roku rozpoczął pracę w Dzierżoniowie. W dniu swojej śmierci miał odebrać dyplom magistra teologii. Zmarł 28.01.2008 r. we Wrocławiu. 1.02.2008 r., zgodnie z ostatnią wolą, został pochowany przy kościele parafialnym pw. Chrystusa Króla w Dzierżoniowie.