Kłodzkie archiwum tak jak tort ma warstwy. Ale dla badaczy jest również intelektualną i duchową ucztą. Można się było o tym przekonać w ubiegłą sobotę podczas Nocy Kościołów.
Od wielu lat nad archiwum zlokalizowanym w kościele pw. Wniebowzięcia NMP w Kłodzku roztoczona jest opieka specjalistów. Z roku na rok kolejne dokumenty odzyskują swoją dawną świetność, a co ciekawe, dzięki wsparciu wolontariuszy udało się dotychczas wyczyścić niemal 200 metrów bieżących dokumentów. Główny trzon zespołu archiwistów podczas Nocy Kościołów przedstawił swoje najnowsze odkrycia i dokonania.
Jak przyznała prof. Halina Dudała z Katedry Archiwistyki i Nauk Pomocniczych Historii na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, struktura archiwum w Kłodzku jest prawdziwym wyzwaniem nawet dla wytrawnego archiwisty. – Próbując prostszym językiem opisać wielowarstwowość archiwum kłodzkiego, pomyślałam, że jest ono jak kawałek tortu. Każda z warstw jest cenna, ale zupełnie inna, bo pochodzi z innej epoki. Jest ono też jak szkatułka – otwieramy ją i naszym oczom ukazuje się naprawdę wielkie, wyjątkowo bogate wnętrze. Ale archiwum to jednocześnie labirynt, w którym bardzo trudno się poruszać, by odnaleźć to, czego szukamy – mówiła prof. H. Dudała.
Uważa, że kłodzkie archiwum jest fenomenem kulturowym, unikalnym na skalę całego kraju. Głównym powodem jest jego długie trwanie, bowiem najstarsze dokumenty sięgają XIII wieku. Zwróciła też uwagę na unikalność archiwalnej szafy, jednej z najstarszych na ziemiach polskich, której szuflady wyróżniają się oznaczeniami nie tylko literowymi, ale również cyfrowymi.
W dalszej części spotkania profesor Weronika Liszewska oraz dr Jacek Tomaszewski z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie przedstawili efekt prac konserwatorskich nad 22 dokumentami, które poczynili w ubiegłym roku. Uczestnicy spotkania mogli także zapoznać się z postacią wybitnego, ale mało znanego jezuickiego architekta Simona Pitza, którego rysunki również znajdują się w kłodzkim archiwum. Pośród archiwalnych dokumentów można było podziwiać również dzieła japońskiego XVIII-wiecznego malarza Utagawy Kunisady, przedstawiające chrystianizację Japonii. Pochodzą one z prywatnej kolekcji Grzegorza Zajączkowskiego, lidera cyfryzacji Komisji Europejskiej w Polsce, a zarazem jednego z wolontariuszy.