Przez długie lata służył pomocą nie tylko w pracach konserwatorsko-budowlanych przy katedrze, ale i przy organizacji uroczystości religijnych. Kiedy przeprowadził się na Kraszowice, tam również odcisnął swój ślad.
Zmarłego 12 lutego Władysława Kurę wspomina z nostalgią ks. Jan Bagiński, wieloletni proboszcz parafii pw. św. Stanisława i św. Wacława w Świdnicy.
- Zawsze traktował naszą świątynię jako miejsce najważniejsze w jego życiu. Dlatego tak jak potrafił, dbał o nią i jej otoczenie. Należał do grupy ok. 30 mężczyzn, którzy od 1957 r. wspierali ówczesnego proboszcza ks. Dionizego Barana w pracach przy kościele. W czasie Mszy św. panowie zbierali tacę, a przy większych uroczystościach pomagali także w innych czynnościach, takich jak ustawianie szopki i choinek, przygotowanie Bożego Grobu czy ołtarzy na Boże Ciało. Przez wiele lat można było zawsze liczyć na ich pomoc. Do tego stopnia, że kiedy widziałem zaparkowanego przy katedrze Fiata 125p to wiedziałeś, że coś się w środku dzieje i pan Władysław bierze w tym czynny udział - zauważa duchowny.
Dodaje, że zmarły był bardzo pracowity, dokładny w wykonywanych zadaniach. Znał się na ślusarstwie i mechanice. Sam wiele z tych zadań wykonywał, ale i doradzał innym, by je jak najlepiej wykonywali. Kiedy powstała parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa na Kraszowicach, tam również mocno się zaangażował w remonty. Mimo to wciąż odwiedzał katedrę, służąc zawsze wtedy, gdy była potrzebna jego pomoc. Był człowiekiem wielkiej kultury. Odznaczał się bezinteresownością. Potwierdzają to także członkowie rady parafialnej, którzy od lat współpracowali z nim przy kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa.
- Pan Władysław był człowiekiem ogromnej dobroci, o wielkim sercu. Nigdy nie szczędził sił i był na każde wezwanie od 2006 r. Zaangażował się w radę parafialną, gdzie służył radą i doświadczeniem. Dbał o kościół i jego otoczenie jak o własny dom. Jego pracowitość i pobożność były powszechnie znane, budziły szacunek wśród mieszkańców Świdnicy, kilkukrotnie został wyróżniony i odznaczony przez biskupa. Nigdy nikomu nie odmówił pomocy, nie brakowało mu czasu dla drugiej osoby. Ci, którzy znali go bliżej, wiedzą, że był też wielkim patriotą i nie bał się tego wyrażać. Kiedy przyszła choroba, do ostatnich dni starał się zachować pogodę ducha, pocieszając i podtrzymując najbliższych - relacjonuje Bogdan Pawlik.
Uroczystości pogrzebowe odbyły się 16 lutego w kościele na Kraszowicach. Przewodniczył im miejscowy proboszcz ks. Jan Tracz w asyście ks. Jana Bagińskiego, ks. Piotra Śliwki i ks. Krzysztofa ZIobrowskiego. Ten ostatni jest mocno zaprzyjaźniony z rodziną i wygłosił homilię.