Grupa teatralna Dzikie Koty brawurowo powróciła na scenę z nowym spektaklem. I zrobiła to dosłownie z przytupem.
Przyzwoitość nakazuje, aby do działań teatru amatorskiego nie przykładać tej samego miary, co do pracy zawodowych aktorów. Ta zasada nie dotyczy Dzikich Kotów. Grupa teatralna z I Liceum Ogólnokształcącego im. B. Chrobrego w Kłodzku, którą założyła i prowadzi dominikanka s. Benedykta Baumann, kolejny raz dowodzi, że pasją, zaangażowaniem, talentem, a przede wszystkim ciężką pracą można stawać w szranki z profesjonalistami. A skoro tak, to porwali się na tekst, który do najłatwiejszych nie należy. Mają już za sobą udane i nagradzane adaptacje m.in. „Wesela” S. Wyspiańskiego lub kompilację utworów A. Mickiewicza pt.: „Ballada o Mistrzu”, jednak dramat Zygmunta Krasińskiego „Nie-boska komedia” jest zdecydowanie mniej znany, a przez to trudniejszy w odbiorze.
Najnowsza produkcja, której premiera miała miejsce 24 kwietnia w Teatrze Zdrojowym im. F. Chopina w Dusznikach-Zdroju, wpisuje się nie tylko w Rok Romantyzmu Polskiego, ale co ważniejsze, dramat wieszcza, mimo że napisany przed dwoma stuleciami, niesie wciąż za sobą aktualne przesłanie. - Jest to historia o miłości, a raczej jej braku, o budowaniu relacji, które czasem są bardzo trudne, o pustce i zdradzie, o poszukiwaniu sensu życia i o podziale w społeczeństwie. Te tematy nie dotyczą tylko romantyzmu, ale są przeraźliwie aktualne w każdej epoce - tłumaczy s. Benedykta Baumann.
Zasługę za to, że w dusznickim teatrze można było uwierzyć w dylematy moralne (w wydaniu polskiego romantyzmu czasem naiwne i przejaskrawione), należy przypisać młodym aktorom. Jak sami przyznają, odnaleźli w nich część siebie. Nie ma wątpliwości, że dali się pociągnąć pasji reżyserki oraz jej asystenta Kacpra Góraka, który po trzech latach, już jako student prawa, powrócił do Dzikich Kotów. On też w trakcie premiery wcielił się w główną postać Hrabiego Henryka. Doskonale poradził sobie z główną rolą i to nie tylko w scenach ekspresyjnych. Chociażby dla samych dialogów z Orciem (jakby stworzona do tej roli Aleksandra Żmuda) warto obejrzeć ten spektakl.
Na uwagę zasługuje fenomenalna Hanna Makuchowska w roli Dziewicy. Za sprawą wykreowanego przez nią ruchu scenicznego (aż chciałoby się powiedzieć kocich ruchów) widz od początku ma jasność, że siła sprawcza całej tragedii pochodzi z jakby z innego świata. Fantastycznie wypadają sceny grupowe. Chór Arystokratów wygląda niczym marionetki poruszane niewidzialną ręką demiurga. Na drugim biegunie jest Rewolucja, rytmicznie tupiąc nogami, wywracając krzesła i mając za nic szacunek do widzów siedzących w pierwszych rzędach.
Postać Pankracego, przywódcy rewolucji, jest nieoczywista. O ile Łukasz Pietraś w czasie premiery jedynie subtelnie to zaznaczył, o tyle, w trakcie prób, ta sama postać wykreowana przez Mikołaja Chludzińskiego ociera się niemal o szaleństwo. Bo też atutem jak i wyzwaniem jest to, że role Hrabiego Henryka, Marii, Dziewicy, Orcia, Pankracego i Leonarda mają po dwóch, a nawet trzech dublerów. A więc w każdym kolejnym spektaklu można się spodziewać czegoś nowego i nieoczekiwanego. Całość domykają przemyślana scenografia, stroje i rekwizyty, ale przede wszystkim muzyka, której autorem jest były uczeń dominikanki Kamil Bednarczuk. Główny temat muzyczny brzmi w uszach jeszcze długo po spektaklu.
Dominikanka przyznaje, że decyzję o wyreżyserowaniu „Nie-boskiej komedii” podjęła głównie ze względu na ostatnie zdanie zapisane przez Krasińskiego. - Galilejczyku, zwyciężyłeś! Dla mnie ten dramat mówi o Chrystusie, który jest Panem dziejów. Ale oczywiście interpretację zostawiam państwu - mówiła przed spektaklem. Inaczej jednak niż w tekście Krasickiego wypowiada je nie tylko Pankracy, ale, co znamienne, wszyscy obecni na scenie.
Jeśli Dzikie Koty można mierzyć kryteriami teatru zawodowego, to wolno mieć do nich jedną surową uwagę. A mianowicie spektakle na tym poziomie należy prezentować w najlepszych salach teatralnych dających możliwość wykorzystania gry świateł i dysponujących odpowiednią akustyką, która pozwoliłaby widzom nawet w ostatnich rzędach usłyszeć najciszej wypowiedziane kwestie. Choć scena Teatru Zdrojowego im. F. Chopina w Dusznikach-Zdroju ma swój niewątpliwy urok, młodzi z Kłodzka zasługują na o wiele więcej.
Kolejne spektakle:
Więcej w nr. 18 "Gościa Niedzielnego" na 8 maja br.