Listopad zaczęły od Requiem. Potem był koncert patriotyczny i uroczysta oprawa niedzielnej Mszy św. w przededniu wspomnienia św. Cecylii. Bogactwo repertuaru chóru nie zniechęca jego członków, lecz motywuje.
Marta, Ada, Anna i Izabela należą do katedralnego chóru Tactus Sonus, ale uczestniczą także w innych muzycznych inicjatywach. Jedną z nich był śpiew w czasie Mszy św. z absolucją (organizowanej na początku listopada przez tradycjonalistów).
Z miłości do chorału
– W moim przypadku śpiew chorału jest naturalnym wynikiem aktywnej działalności w Duszpasterstwie Wiernych Tradycji Łacińskiej, gdzie pełnię rolę kantora i organisty, ale nie ukrywam, że już w trakcie studiów na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie podpatrywałam i „podsłuchiwałam” z zainteresowaniem studentów muzyki kościelnej, którzy z chorałem mieli więcej do czynienia. Nasze przygotowania do Mszy żałobnej są z kolei efektem zainteresowania moich chórzystek liturgią przedsoborową oraz zachęty ze strony ks. Juliana Nastałka, by włączyć do śpiewów mały zespół. A ponieważ dziewczyny są ambitne, z zapałem podjęły się przygotowania, co jest powodem mojej ogromnej radości i dumy, bo nie są to proste śpiewy, zarówno do nauczenia, jak i dobrego wykonania – wyjaśnia Marta Moneta.
– Rzeczywiście chorał gregoriański jest wyjątkowym rodzajem muzyki. Pierwszy raz usłyszałam Requiem kilka lat temu w kościele Krzyża Świętego. Pamiętam, że muzycznie największe wrażenie zrobiły na mnie melizmaty i jednogłosowość. Pomimo że zawsze byłam i wciąż jestem fanką wielogłosowej muzyki chóralnej, usłyszałam coś zupełnie innego, poruszającego do głębi – trudnego do zaśpiewania, ale prostego w odbiorze. Gdy jakiś czas później Marta zaproponowała wspólny śpiew, ucieszyłam się – podkreśla Izabela Mikuła.
– Mnie zainspirowała „Missa de Angelis”, której wysłuchałam przy okazji jakiejś uroczystości kościelnej. Pamiętam swoją pierwszą reakcję: „O, jakie to ładne!”. Potem jeszcze parę razy usłyszałam kilka fragmentów chorałowych, ale tak naprawdę poznałam ten śpiew dopiero 2 listopada 2017 r. w czasie tradycyjnej celebry za zmarłych. Słysząc płynące gdzieś z góry części śpiewane przez Scholę Cantorum Exultet, po prostu odpłynęłam. Odtąd już aktywniej zaczęłam się interesować tym, jak ten chorał się śpiewa i co oznaczają te dziwne kwadraciki w zapisie nutowym – wspomina Anna Kijak.
Sentymentem do muzyki chorałowej od Marty Monety zaraziła się także Ada Okrasińska. – Muzyka towarzyszyła mi w życiu w różnych formach. Na początku była to schola parafialna w Żarowie, prowadzenie śpiewu na pielgrzymkach, a później udział w zespole Viatoria Ryszarda Fidlera. Przez moment śpiewałam też w Dzikim Chórze Katarzyny Szymko-Kawalec, a od kilku lat jestem już wierna naszemu katedralnemu chórowi Tactus Sonus. Śpiewanie w nim sprawia mi ogromną radość i cieszę się, że uczestnicząc we Mszy św., mogę włączyć się w jej oprawę. Dlatego chętnie odpowiedziałam na zaproszenie do śpiewu w Dzień Zaduszny. Tym bardziej że miał on charakter chorału, który po raz pierwszy usłyszałam podczas Mszy trydenckiej. Czułam swego rodzaju mistycyzm melodii, co bardzo mi się spodobało – dodaje.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się