Na to pytanie próbował odpowiedzieć Maciej Bator, występując przed grupą kilkudziesięciu organistów z diecezji świdnickiej.
Okazją do refleksji było przedświąteczne spotkanie zorganizowane przez ks. Piotra Ważydrąga i odpowiedzialnych za świdnickie studium organistowskie. Odbyło się ono 10 grudnia w domu parafialnym przy katedrze.
- Grając na organach można łatwo wpaść w grzeszne życie, ponieważ z jednej strony jest to służba, z drugiej zaś wyalienowanie. Stąd też troska o duchowość organisty była zawsze problemem i np. w synagogach, gdzie w XIX w. masowo zaczęły się pojawiać organy, warunkiem ich używania było zatrudnienie kogoś, kto nie jest żydem. Wyznawca judaizmu w tym czasie bowiem był zajęty szabasem. Również w Kościele katolickim pojawiło się pewne napięcie wokół pytania, czy organista powinien przerwać grę i pójść przyjąć Komunię św. czy też nie? A jeżeli ma nie przerywać, to kiedy i w jakich okolicznościach ma przyjąć ten sakrament? W związku z tym zaczęto się zastanawiać, czy gra na organach nie jest prostą drogą do utraty wiary? Odpowiedź nie jest prosta, choć trzeba przyznać, że obowiązek utrudnia korzystanie z praktyk religijnych - zauważył Maciej Bator, którego organizatorzy poprosili o wykład.
Pokazywał historyczne przykłady zarówno ubóstwiania piszczałkowych instrumentów, jak i krytykowania ich za przeszkadzanie w modlitwie i wierze. Zaznaczył, że granica pomiędzy tymi rodzajami podejścia jest indywidualna. Zachęcał organistów, by dla własnego dobra zatroszczyli się nie tylko o swój warsztat, ale i pogłębianie wiary.
Do tematu nawiązał także bp Adam Bałabuch, który przewodniczył Mszy św. kończącej dzień skupienia. Podkreślał, że organiści powinni tak wykonywać swoją posługę, aby to było głębokie religijne przeżycie zarówno dla uczestników, jak i samych grających.
- Musimy mieć głębokie wyczucie sacrum, kiedy przystępujemy do pełnienia posługi. Przestrzega nas w tym względzie papież emeryt Benedykt XVI: „Sacrum, z którym stale mamy do czynienia, może dla nas stać się czymś powszednim. I może osłabnąć w nas bojaźń, będąca przejawem czci. Jeśli ulegniemy przyzwyczajeniu, to już nie będziemy zauważać tego, co wciąż jest wielkie, nowe i zdumiewające” – cytował.
Dodał, że przyzwyczajenie to ogromny wróg duchowego wzrostu, rozwoju, wzrastania w świętości. Wyjaśniał, że lekarstwem na ten stan jest częste korzystanie z sakramentu pokuty i pojednania.