– Nawrócenia dokonuje Bóg, a mnie ma tylko jako narzędzie, żebym kochał aż do granic grzechu – mówi ks. Jan Sroka.
Gdy spytać księdza Jana o jego powołanie, odpowie żartobliwie, że do seminarium zawiozła go i tam zostawiła mama. W rodzinie krąży historia, że jeszcze będąc w ciąży, poświęciła to dziecko Bogu. Gdyby urodziła się dziewczynka, otrzymałaby imię Janina i miałaby zostać siostrą zakonną, a dla chłopca przeznaczone było imię Jan i miał on zostać księdzem. Urodził się Jan, który powołanie miał już wymodlone, ale decyzję musiał podjąć sam. A wcale nie była ona taka łatwa. – Umówiłem się z kolegą z liceum, że pójdziemy do seminarium razem. On po drugim roku odszedł, ja zostałem, jednak do samego diakonatu nie miałem pewności, czy to moja droga – opowiada. – W seminarium poznawałem piękno Kościoła i historie świętych, przy których czułem się taki marny. Zafascynowałem się św. Tereską od Dzieciątka Jezus, bo mówiła, że aby zostać świętym, nie trzeba wielkich czynów, wystarczy wszystko robić z miłości. To dało mi nadzieję, ponieważ w domu miłości nie brakowało.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.