Zapomniany Bolesławów prosi o pomoc

Ks. Krzysztof Kauf, miejscowy proboszcz, na wiadomość wysłaną do niego w niedzielny wieczór odpowiedział dopiero dziś: "Jesteśmy odcięci od świata".

Sytuacja popowodziowa na ziemi kłodzkiej jest szczególnie trudna w mniejszych miejscowościach, które czują się zapomniane i zostawione same sobie.

Miejscowości na południe od Stronia Śląskiego, takie jak Bolesławów, Sienna, Janowa Góra, Kletno, Nowy Gierałtów, Bielice i Stary Gierałtów, są całkowicie odcięte od świata. – Ulicami szła jedna wielka rzeka. Niosła kamienie. Moi parafianie mówili, że jeśli runie most w Kletnie, to tama w Stroniu nie wytrzyma. I tak się stało – mówi ks. Kauf.

Brakuje podstawowych produktów, wody i paliwa. Nie ma łączności internetowej, a zasięg telefoniczny jest mocno ograniczony. Jedyny sklep w wiosce, z uwagi na braki w zaopatrzeniu, wprowadził limit dziesięciu produktów na osobę. Pomoc dociera głównie helikopterami, które lądują na okolicznych łąkach, przywożąc żywność i wodę. Do miejscowości dotarły też butle z gazem. – Czuję się jak na wojnie. Olbrzymie śmigłowce wojskowe lądują na łące z transportem rzeczy. Teraz wyszło słońce, ale jak się budzę, to słychać szum. To woda wciąż schodzi z gór – opowiada kapłan.

Sytuacja jest dynamiczna i wciąż się rozwija. Ludzie są bardzo rozgoryczeni postawą władz lokalnych. Krytykują burmistrza za brak zaangażowania i pomocy w najtrudniejszych momentach. Mają też żal do mediów ogólnopolskich, że skupiają się głównie na większych miastach, ignorując ich dramatyczną sytuację. – Dużo mówi się o Kłodzku, Lądku i Stroniu. Rondo w Stroniu jest całkowicie zniszczone, nie mogę tam dojechać, ale widziałem, że tego miasta już nie ma. Ale my także dostaliśmy mocno w kość – dodaje ks. Kauf. Podkreśla, że potrzebna jest nie tylko doraźna pomoc, ale przede wszystkim długofalowe wsparcie w odbudowie domów i infrastruktury.

Trudno oszacować poziom strat. Wiele domów zostało zalanych lub całkowicie zniszczonych, mosty zostały zerwane, a drogi są nieprzejezdne. – Jeździłem po okolicy i widziałem, jak kłody wbijały się w domy. Woda wyrywała okna i drzwi. Zalało sklep AGD. Właściciel nie chciał się ewakuować i umarł. Dwie dziewczyny utknęły w samochodzie, który został porwany przez nurt. Utonęły – relacjonuje.

Z Bolesławowa możliwy jest dojazd do Nowej Morawy, lecz Kamienica została całkowicie odcięta, dostać się można do niej jedynie pieszo. Do Kletna istnieje najprawdopodobniej dojazd od strony Siennej przez Żmijowiec. Nie ma w tych miejscowościach niestety miejsca, gdzie mógłby wylądować helikopter. Ks. Kauf nie ma też kontaktu z sąsiadującą parafią w Nowym Gierałtowie, gdzie proboszczem jest ks. Maciej Oliwa. Nasze próby skontaktowania się z nim telefonicznie nie powiodły się. 

Robi to, co na tę chwilę jest możliwe. Na plebanii schronienie znalazły dwie rodziny, drzwi są otwarte dla każdego, kto szuka pomocy. Nawet jeśli byłaby to zwykła rozmowa. – Patrzymy, gdzie można dojechać, komu pomóc. Jeżdżę do ludzi z nimi porozmawiać. Oni potrzebują rozmowy, bycia wysłuchanymi – tłumaczy proboszcz i dodaje: – Powiem szczerze – jest środa, minęły trzy dni i jeszcze do mnie nie dochodzi, co się stało. Powódź w 1997 r. to był pikuś.

 

« 1 »