O warsztatach interpersonalnych dla księży, o lęku, który prowadzi do zmartwychwstania, i o gotowym produkcie, który nie istnieje, mówi ks. Mariusz Maluszczak.
Kamil Gąszowski: Skąd pomysł na warsztaty interpersonalne dla księży?
ks. Mariusz Maluszczak: Pomysł wziął się z mojego czystego egoizmu. (śmiech) Kiedy zostałem prefektem roku propedeutycznego, poznałem Dorotę Rzepczyńską i Anetę Rams, które w seminarium prowadzą zajęcia interpersonalne, uczą kleryków komunikacji, budowania wspólnoty, przeżywania emocji. Pomyślałem, że chciałbym przejść podobny proces. Dopiero od kilku miesięcy jestem przełożonym, widzę swoje braki i mam potrzebę rozwijania swoich kompetencji. Myślę, że większość z nas tego potrzebuje, ale mało kto przyznałby ci się do tego.
Czy uważasz, że takie warsztaty przydadzą się nie tylko Tobie, ale też innym księżom?
Kapłani, z którymi mam najbliższe relacje, zauważają potrzebę rozwijania się właśnie w kwestiach interpersonalnych – umiejętności bycia z drugim człowiekiem, rozmowy, słuchania, towarzyszenia szczególnie tym, którzy przeżywają jakiś trudny moment w swoim życiu. Widzą taką potrzebą, bo wcześniej doświadczyli na przykład własnej psychoterapii, uczestniczyli w warsztatach psychologicznych lub interesują się psychologią. Sama wiedza jednak nie wystarczy. Pewne rzeczy trzeba w sobie przepracować.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.