Doszli czy nie?

ks. Roman Tomaszczuk

|

Gość Świdnicki 34/2012

publikacja 15.08.2012 00:00

Pielgrzymka. Czasami wszystko wydaje się zupełnie jasne, aż do czasu, gdy Bóg da znać, że tym razem będzie inaczej.

 Dla Czesławy i Henryka czas pielgrzymki miał w tym roku bardzo wyjątkowy przebieg Dla Czesławy i Henryka czas pielgrzymki miał w tym roku bardzo wyjątkowy przebieg
ks. Roman Tomaszczuk

Kiedy 9 sierpnia w Kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze ks. Romuald Brudnowski, główny przewodnik pielgrzymki, meldował bp. Ignacemu Decowi: Jesteśmy! – nie usłyszeli tego wszyscy, którzy by chcieli.

Opuść swój dom, idź!

Tomasz. – Idę na pielgrzymkę – rzucił jakby mimochodem do Roberta, swojego przyjaciela, po zakończonym meczu w ping-ponga. Gdyby to hasło padło dwa lata temu, Robert dostałby ataku histerycznego śmiechu, ale zdarzyło się teraz, więc słowa przyjaciela nie zrobiły na nim większego wrażenia. – Jeśli nie on, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy? – pomyślał i słuchał cierpliwie, co to trzeba wziąć ze sobą na dziesięciodniowy marsz na Jasną Górę: namiot, śpiwór, dziesięć zmian bielizny, dobre buty, płaszcz przeciwdeszczowy – wyobrażasz sobie, że w całej okolicy ludzie wykupili już te foliaki?

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.