Wolny pokój

Ks. Roman Tomaszczuk

|

Gość Świdnicki 40/2012

publikacja 04.10.2012 00:15

Niektórzy mają w sobie dziecięcą ufność, że to, co przychodzi od Boga i w Jego imię – jest zawsze dobre. Ci właśnie mają domy o szeroko otwartych drzwiach.

 Zdzisława i Marian podczas modlitwy pamiętają o swoich kongresowych gościach Zdzisława i Marian podczas modlitwy pamiętają o swoich kongresowych gościach
ks. Roman Tomaszczuk

Zamysł był prosty: skoro szczęście małżonków jest źródłem szczęścia rodziny, to powinno być także szczęściem innych. Kongres Małżeństw stał się dobrą okazją, żeby to sprawdzić. Wynik?

Bez luksusów – na ul. Lelewela

Mieszka w poniemieckiej kamienicy. – Luksusów to tu nie mam, ale wolny pokój owszem. Skoro tyle wystarczy, to czemu miałabym nie przyjąć gości do domu? – pyta retorycznie. – Ja to mam już doświadczenie z gościną, bo mieszkały u mnie trzy dziewczęta, gdy we Wrocławiu było Taizé – wspomina Bogumiła. – Tym razem Pan Bóg podesłał mi takie wspaniałe młode małżeństwo. Zaskoczona byłam, że tacy młodzi, tacy piękni i tak kochają Pana Boga i mają serce dla mnie, starej – nie ukrywa entuzjazmu. – Tylko trochę mało czasu byli ze mną: weszli, wyszli, przespali się i cały dzień na mieście. W końcu znalazłam sposób: wieczorem trochę ich przytrzymywałam, żeby opowiadali, jak było. Zdawali relacje, szczęśliwi, że to wszystko takie udane i w sam raz dla nich. Ale tak naprawdę, to dopiero przy niedzielnym obiedzie sobie porozmawialiśmy – mówi, spoglądając na zdjęcie swego rodzonego wnuka Marcina. – Dumna z niego jestem, więc jak zapraszałam małżeństwo kongresowe do siebie, to tak sobie myślałam, że wnuczkowi się będę miała, czym pochwalić – wyjaśnia. Wnuk jest franciszkańskim gwardianem w Lublinie, wykładowcą logiki i wicedziekanem wydziału filozofii KUL.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.