Rok „Rycerza Niepokalanej”. Nawet gdy wydeptane przez świętych ścieżki wydają się zarastać, wciąż są drogą, którą można przejść.
Tomasz Ligięza z maszyną do druku holograficznego, której dzisiaj na pewno używałby także św. Maksymilian
ks. Roman Tomaszczuk
Kiedy Maksymilian Maria Kolbe sprowadzał do drewnianych baraków Niepokalanowa najlepszą w Europie maszynę drukarską, nie przypuszczał, że kilkadziesiąt lat później inny wydawca będzie z podobną dumą uruchamiał w Dzierżoniowie maszynę do druku holograficznego – także unikatową.
Kolbe – fascynacja
Tomek słyszał o błogosławionym wyznawcy – Maksymilianie Marii Kolbe. Ta postać była popularna w okresie jego młodości. Pewnie dlatego, że „Rycerz Niepokalanej”, swego czasu najpoczytniejsze pismo II Rzeczypospolitej (w 1938 r. jego nakład wynosił milion egzemplarzy), wciąż ukazywał się w komunistycznej Polsce i był jednym z nielicznych dostępnych periodyków podejmujących sprawy społeczne i religijne. Informacje o franciszkańskim zakonniku stały się jeszcze bardziej dostępne, gdy wiadomo było, że będzie kanonizowany. Stało się to w roku 1982 i było wielkim świętem, także dla Tomasza Ligięzy. Możliwe, że wtedy właśnie duchowa więź między nim a męczennikiem z Auschwitz stała się na tyle silna i świadoma, że trwa do dnia dzisiejszego.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.