To nasza sprawa

Ks. Roman Tomaszczuk

|

Gość Świdnicki 04/2013

publikacja 24.01.2013 00:15

O szukaniu drogi, bezradności i wolontariacie misyjnym mówi Nina Kuniszewska z Wałbrzycha.

 Nina za tydzień, po dwumiesięcznym urlopie w domu rodzinnym, wyjeżdża na placówkę misyjną – tym razem do Peru.  Do Polski przyleci za dwa lata Nina za tydzień, po dwumiesięcznym urlopie w domu rodzinnym, wyjeżdża na placówkę misyjną – tym razem do Peru. Do Polski przyleci za dwa lata
Ks. Roman Tomaszczuk

: Świecka Polka na misjach w Boliwii… to prawdziwa rzadkość. Dlaczego tak niewielu świeckich chce ewangelizować?

Nina Kuniszewska: – Pragnienie jest w wielu, natomiast niewielu przechodzi proces weryfikacji. Bo choć różnymi drogami można trafić na misje, to często od kandydata wymagane jest doświadczenie albo przynajmniej poważne zaangażowanie się w animację misyjną w kraju i jednoczesna formacja duchowa. Tak działają zakony, które organizują wolontariat misyjny (np. salezjanie) albo Centrum Formacji Misyjnej przy Komisji Episkopatu Polski ds. Misji, gdzie ja się przygotowywałam. Potrzebna jest zgoda miejscowego biskupa i innych osób odpowiedzialnych, bo to nie jest prywatny wyjazd. A przy tych wszystkich wymogach formalnych jest też pewna rezerwa w stosunku do świeckich i ich „powołania misyjnego”. Ale jeśli to sprawa Pana Boga, to można liczyć, że uda się wyjechać i co ważniejsze – wytrwać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.