Obrońca Boga i zdrowego rozsądku

xrt

publikacja 25.02.2013 08:00

W całej diecezji ostatnia niedziela pontyfikatu Benedykta XVI upłynęła w duchu modlitwy i wdzięczności.

Obrońca Boga i zdrowego rozsądku 24 lutego bp Ignacy Dec odprawił Mszę św. w intencji Benedykta XVI ks. roman tomaszczuk/gn

24 lutego modlitwa za Benedykta XVI miała różny przebieg. Zazwyczaj były to intencje dodane do Modlitwy powszechnej czy "Pod Twoją obronę" odmówione na końcu Mszy św. W katedrze uroczystej modlitwie w intencji papieża przewodniczył bp Ignacy Dec.

W trakcie homilii, gdy już przypomniał o znaczeniu Przemienienia Pańskiego dla współczesnych katolików – i to w perspektywie przygotowania do Paschy, podzielił się z wiernymi swoją refleksją na temat pontyfikatu ustępującego papieża.

Zauważył, że po pierwsze, Benedykt XVI był papieżem upominającym się o należne Bogu miejsce w życiu współczesnych. – Papież tak często przypominał, że jedynie więź z Bogiem, wiara w Boga i  zawierzenie Bogu otwiera perspektywy przez człowiekiem – mówił biskup, a potem cytował samego Benedykta XVI: "Człowiek musi mówić o różnych sprawach związanych z egzystencją człowieka, jego naturą, przyporządkowaniem etc. Ale jego prawdziwym tematem – a pod pewnymi aspektami jedynym tematem – jest Bóg. Wielkim problemem Zachodu jest zapomnienie o Bogu, zapomnienie, które się rozszerza (…), a wszystkie inne poszczególne problemy mogą być odniesione do tego podstawowego".

Po drugie, Ojciec Święty postawił sobie za cel uwrażliwienie człowieka na zagrożenia płynące z relatywizmu etycznego. Po tej uwadze biskup, z wykształcenia filozof, pozwolił sobie na miniwykład o tym nurcie myślowym. – Relatywizm twierdzi, że nie ma i być nie może obiektywnej prawdy i obiektywnego dobra. Prawdy i dobra dla wszystkich, na każdy czas, jako stabilnych wartości. Każdy człowiek ma swoją prawdę i coś, co uznaje za dobro, ale są to wartości doraźne, tylko na jakąś okoliczność i na jakąś sytuację. Jutro prawda może być inna niż dziś, podobnie rzecz się ma z dobrem – definiował. Co z tego wynika? – Konsekwencją takiego przekonania jest teza, że wszystkie kultury, religie, obyczaje i zachowania są jednakowo wartościowe – odpowiadał biskup. – Małżeństwo i związki partnerskie należy zrównać i włożyć do jednej szuflady. Forsujący takie poglądy mogą mieć jedynie kłopot z odpowiedzią na pytanie, czy tyle samo warte jest odepchnięcie i skopanie biedaka, co i udzielenie mu pomocy, czy mają równą wartość czyny Rudolfa Hoessa i św. Maksymiliana Kolbego – stawiał retoryczne pytania.

Obraz zniszczenia zdrowego rozsądku przez relatywizm biskup dopełnił wyjaśnieniem i oceną ideologii gender. – Ideologia ta zbudowana jest na fałszywej antropologii. Jedną z błędnych tez tej ideologii jest forsowanie nowej definicji płci, niezgodnej nie tylko z Biblią, ale także z biologią, genetyką i psychologią. Człowiek wedle tej definicji nie rodzi się ani mężczyzną, ani kobietą. Dopiero społeczeństwo i kultura, w której żyje, narzuca mu pewne role, czyniąc z niego kobietę lub mężczyznę. Płeć zatem nie jest domeną natury, ale kultury – mówił.

Na koniec biskup obnażył mechanizm kolejnego rodzącego się totalitaryzmu – ideologii relatywizmu. – Pierwszym etapem jest negacja istnienia prawa i prawdy obiektywnej, czego konsekwencją jest zrównanie dobra i zła, grzechu i cnoty. Drugim  jest instytucjonalizacja dewiacji moralnych objawiająca się w przemianie prywatnej niegodziwości w publiczną cnotę, a trzecim – wprowadzenie ostracyzmu społecznego i prawnej karalności dobra.