Marku, quo vadis?

ks. Roman Tomaszczuk

Byłem dumny z tego, że Markowi Michalakowi został powierzony tak ważny urząd - nie wątpiłem, że trudno o lepszy wybór.

Marku, quo vadis?

Z Markiem Michalakiem, gdy mieszkał w Świdnicy, miałem dobry kontakt i nigdy nie kryłem szacunku, jaki mam dla jego poczynań jako działacza społecznego i Kanclerza Kapituły Orderu Uśmiechu. Wiem, że także w Warszawie Marek robi wiele dla dzieci i ciężko pracuje. 

Informacje o tym, że obrońcy życia, do których zalicza się pewnie każdy porządny człowiek, nie mają wsparcia od Marka Michalaka jako Rzecznika Praw Dziecka, mnie samego bardzo bolą, właśnie ze względu na to, co myślę o jego pracy – nie ukrywam, że byłem dumny z tego, że jesteśmy znajomymi.

Jednak radykalizm, albo choćby uczciwość, w dążeniu do wierności Ewangelii każe mi najpierw pytać o fundamentalne wartości. A do nich należy prawo do życia! Jeżeli nie mamy życia, nie są nam potrzebne inne prawa, absolutnie są bezużyteczne. Marek walczy o inne, ale nie walczy o pierwsze… i to nie jest dobre, tym bardziej że jest do tego zobligowany urzędem. Tak się składa, że znam ludzi z Fundacji Pro, osobiście, tak jak Marka Michalaka. I kiedy mam wybierać między lojalnością wobec ich działań a lojalnością wobec Marka bierności jako RPD, to wybieram tych pierwszych. Nad czym się tu zastanawiać? Brak zdecydowanych działań na rzecz ochrony życia dziecka od poczęcia, ochrony życia zagrożonego niepełnosprawnością, jest skazą na honorze RPD. 

Przyznam, że nie wiem, czy Marek prywatnie ma także takie poglądy: że dziecko można zabić wtedy, gdy matka tego chce, albo gdy jest niepełnosprawne np. z powodu zespołu Downa, to także nadaje się do zabicia – jeżeli tak, tym bardziej cała sytuacja sprawia mi ból i jest smutna. Czemu? Bo to oznaczałoby, że Marek nie zdaje egzaminu z lojalności wobec tych dzieci nie tylko jako RPD ale także jako katolik i po prostu mężczyzna.