Zabić dziecko...

ks. Roman Tomaszczuk

Niektórzy ginekolodzy-położnicy nie mają oporów w namawianiu do "legalnej" aborcji.

Zabić dziecko...

Jakiś czas temu dzięki m.in. Frondzie, świat internetu obiegły rysunki z książki dla studentów medycyny ilustrujące aborcję. Zarówno rysunki, jak i "fachowy" instruktaż, jak zabić dziecko w majestacie prawa – porażający materiał. "Z każdego medyka chcą zrobić doktora Mengele", "Barbarzyństwo", "Wierzyć się nie chce, że to nie jest manipulacja" – to typowy ton komentarzy internautów.

Czy trzeba mieć mocny kręgosłup, żeby po takiej lekcji wciąż nie mieć wątpliwości co do natury aborcji? Trzeba. W regionie nie wszyscy położnicy-ginekolodzy po tamtych pierwszych doświadczeniach aborcyjnej teorii zachowali ludzkie odruchy. – Od samego początku, gdy tylko okazało się, że z dzieckiem jest coś nie tak, namawiano mnie na aborcję – mówi kobieta w rozmowie z duszpasterzem. – Bez podtrzymywania nadziei, bez dodawania odwagi, bez znieczulenia: lepiej będzie dla pani, gdy pani tego dziecka nie urodzi! – słyszałam z ust niejednego lekarza, choć żaden z nich nie potrafił nawet w przybliżeniu określić skali problemu. – Badania prenatalne – furtka, po przejściu której stajesz się nienormalna, patologiczna, jeśli nie rozstrzygasz tak, jak chcieliby lekarze – dodaje.   

Presja wywierana na brzemienną kobietę jest tak dotkliwa, że ta ma wątpliwość, czy zaraz po urodzeniu oczekiwanego dziecka nie będzie potrzebowała porady psychologa czy psychiatry. – Jaki interes mają ci ludzie w namawianiu mnie do "legalnej" aborcji? – zastanawia się. – Ile kobiet po takich wizytach zaczyna mieć wątpliwości? Jak to możliwe, że tak bezpardonowo podsyca się strach, mnoży zagrożenia, działa na zgubę dziecka? – zastanawia się młoda matka.

Zabić dziecko – aż trudno uwierzyć, że dla niektórych lekarzy to tylko okazja do zastosowania wyuczonej wiedzy, sprawdzenia nabytych umiejętności, podszkolenia się w fachu. Jeszcze trudniej zgodzić się, że to może być mój sąsiad.