Wielu księży żywi przekonanie, że cmentarz parafii, w której pracują i umrą, jest najlepszym miejscem na oczekiwanie zmartwychwstania. Zależy im na pamięci i modlitwie. Czy to zbyt wiele?
O grób legendarnego prałata dbają nieliczni świdniczanie
zdjęcia ks. Roman Tomaszczuk /GN
Jest legendą miasta. 4 października minęło 100 lat od narodzin ks. prałata Dionizego Barana. Zmarł 26 stycznia 1995 po przeżyciu w Świdnicy niemalże 38 lat. Dzisiaj pamiętają o nim przede wszystkim historycy i najbliżsi.
Po latach w Świdnicy
A wśród nich – najbliższych – jest ks. Ludwik Sosnowski. – Moja znajomość z księdzem prałatem sięga czasów kleryckich – wspomina proboszcz z Miękini. – Jako organista seminaryjny zastępowałem w ówczesnej bazylice, jak się mówiło o obecnej katedrze, organistę parafialnego. Pamiętam doskonale, gdy zameldowałem się w kancelarii, w której przyjął mnie darzony ogromną estymą ksiądz prałat, już wtedy legenda. Na powitanie ten majestatyczny mężczyzna o głębokim tonie głosu powiedział: „Czy ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” – mówi łamiącym się ze wzruszenia głosem. Potem było dwadzieścia lat milczenia.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.