Gimnazjalista księdzem

ks. Roman Tomaszczuk

System edukacji wciąż podlega wielkim eksperymentom kolejnych ekip rządowych... To nie jest dobre, ale z drugiej strony nie psuje tak bardzo, jak się na pierwszy rzut oka wydaje.

Gimnazjalista księdzem

Nie ukrywam, tym bardziej że piszę te słowa w dniu swojej 14. rocznicy święceń prezbiteratu, że wciąż wracam do wydarzeń z minionego weekendu. Jedenastu poszło na wojnę - tak sobie o tym myślę (o święceniach kapłańskich w świdnickiej katedrze) - to po pierwsze. Ale jest jeszcze drugie: coś, co mnie najbardziej zdumiało (uświadomiłem sobie to w Rogoźnicy na prymicjach): że tych jedenastu żołnierzy Pana, skończyło... gimnazjum.

Ponieważ jestem z pokolenia nieznających tego wynalazku (gimnazjum), wciąż mam obraz totalnej klęski, jaką jest młody człowiek po czymś takim... Pewnie nie jest to obraz sprawiedliwy, ale taki się spontanicznie rodzi w mojej głowie. Trudno. I co? Otóż tegoroczni prymicjanci to byli gimnazjaliści... Jestem zdumiony! A więc to możliwe! Po takiej edukacji człowiek jest zdolny do walki, ma ducha honoru, ofiary i posłuszeństwa. Po prostu bardzo zaskakujące... i budujące. Oznacza bowiem, że nie jest tak źle, jak mi się wydawało.

Zatem? Chwała Panu i państwu ministrom, którzy tę konstrukcję pieczołowicie podtrzymują... I, niech żyją gimnazjaliści, przyszli księża!