publikacja 11.09.2014 00:00
O wigilijnym czekaniu na ojca, pracy, która zniewala i groźbie wojny mówi abp Edward Ozorowski, metropolita białostocki rozmawia z ks. Romanem Tomaszczukiem.
– Tutaj, w byłym niemieckim obozie koncentracyjnym, można było spotkać także wielu bohaterów i świętych – mówi syn człowieka zabitego przez nazistów
Ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość
Ks. Roman Tomaszczuk: Kiedyś przez bramę Gross-Rosen przeszedł ojciec, dzisiaj jego syn – metropolita białostocki. Co rodzi się w sercu w takiej chwili?
Abp Edward Ozorowski: Nie pamiętam ojca, byłem za mały, kiedy został zabrany przez Niemców. Znam jednak jego obozową historię z rodzinnych przekazów, a te powstały dzięki temu, że kilka lat po wojnie pojawił się w naszym domu świadek śmierci ojca. Wtedy dowiedzieliśmy się, co ojciec przeszedł. Ten człowiek przez całą noc opowiadał naszej mamie o tym, co się tutaj działo. Następnego dnia matka była jak nieprzytomna z żalu, smutku i bólu.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.