Śruby i nakrętki o miłości Matki i Syna

xrt

publikacja 21.06.2015 09:11

Obrazy mają to do siebie, że o każdej porze dnia wyglądają inaczej. Zastosowanie różnych wielkości, faktur czy grubości i kształtów gwarantuje, że światło w zależności od kąta padania, będzie inaczej malować wizerunek.

Śruby i nakrętki o miłości Matki i Syna Muzyka chóralna na wysokim poziomie podkreśliła temat wystawy ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość

To ważny dzień w życiu Lidii Bojnowskiej, znanej w Świdnicy przedszkolanki, kobiety zaangażowanej w życie swojej parafii i w dzieła Nowej Ewangelizacji, doradczyni życia rodzinnego, prywatnie żony, matki i babci.

20 czerwca odbył się wernisaż wystawy jej obrazów. Dała jej tytuł "Matka i Syn". Obrazy opowiadają o najważniejszych momentach w życiu Jezusa oraz przedstawiają Maryję jako Matkę wstawiającą się za swymi dziećmi. 

Wystawa prezentuje kilkanaście obrazów wykonanych specyficzną techniką. Artystka użyła śrubek, nakrętek i gwoździ. Wystawę zorganizował Świdnicki Ośrodek Kultury a jej otarcie było jednym z punktów Dni Świdnicy. Ekspozycja mieści się w Galerii Fotografii w Rynku. 

Podczas wernisażu oprócz zwyczajowych przemówień odbył się koncert pieśni sakralnych. Chór złożony z amatorów z parafii pw. Miłosierdzia Bożego oraz profesjonalistów z Akademii Muzycznej we Wrocławiu poprowadziła Barbara Janas. 

Obrazy Lidii Bojnowskiej mają to do siebie, że o każdej porze dnia wyglądają inaczej. Zastosowanie różnych wielkości, faktur czy grubości i kształtów gwarantuje, że światło w zależności od kąta padania, będzie inaczej malować wizerunek. – A to budzi w człowieku inne emocje, skojarzenia, skupia na różnych szczegółach – mówi. – Jednak zawsze każe zatrzymać się wobec niewyrażalnej tajemnicy Boga, który wszedł w naszą ludzką historię – mówi Lidia Bojnowska. – Bo o co mi chodzi? Żeby moje obrazy ewangelizowały, były taką współczesną „Biblią pauperum” (Biblią ubogich). Ma to swoje uzasadnienie w świecie, który bazuje na obrazie, w świecie w którym słowa schodzą na dalszy plan a dominuje przekaz wzrokowy – zauważa.

Każdy kolejny projekt to swego rodzaju terapia dla ducha, psychiki i emocji samej artystki. – Szczególnie pierwsze obrazy miały taką terapeutyczną funkcję – wyznaje. – Bóg zaprosił mnie do tego tworzenia, żeby On sam mógł stwarzać we mnie coś nowego, kogoś nowego – mówi. – Ufam, że także goście wystawy dadzą Mu się dotknąć, gdy spoza śrubek, nakrętek i podkładek dostrzegą prawdę o miłości Boga, o Ofierze Syna i o sensie życie – podsumowuje.