Wyprawkowa samopomoc

Mirosław Jarosz

publikacja 27.08.2015 18:35

Od ćwierć wieku pomagają dobrze rozpocząć dzieciom rok szkolny. Ich akcja od lat jest największą tego typu w całym regionie.

Wyprawkowa samopomoc W tym roku przygotowano dla dzieci 302 szkolne wyprawki Mirosław Jarosz /Foto Gość

Przez cały tydzień, do 28 sierpnia, w Radzie Wspólnoty Samorządowej Biały Kamień-Konradów rozdanych zostanie ponad 300 szkolnych wyprawek. W ich skład wchodzą: tornister, piórnik z wyposażeniem, zeszyty, bloki rysunkowe, plastelina, farby, kredki i podobne drobiazgi. W odróżnieniu od podobnych akcji charytatywnych, ta jest szczególna, bo działa na zasadzie samopomocy, do której włączają się przedsiębiorcy duzi i mali oraz zwykli ludzie.

– Codziennie przychodzą do nas osoby i opowiadają o swoich problemach – mówi Ryszard Nowak, przewodniczący wspólnoty i inicjator akcji. – Koszt zakupu podręczników, niezbędnego wyposażenia i przyborów szkolnych to – zależnie od klasy – wydatek minimum 300–400 zł. Kiedy ktoś wysyła do szkoły kilkoro dzieci, okazuje się, że wydać musi niemal całą pensję. Staramy się więc pomóc, jak możemy.

R. Nowak podkreśla, że to dzieło bardzo wielu osób. – Przede wszystkim to cała rzesza mniejszych i większych ofiarodawców. Druga grupa to wolontariusze, którzy robią naprawdę wiele za zwykłe „dziękuję”. Nie sposób ich wszystkich wymienić. Muszę jednak wspomnieć o Annie i Januszu Woźnickich, Grzegorzu Drzewieckim i Zakładach Koksowniczych „Victoria” – wymienia społecznik. – Ludzie pracują tu bezinteresownie po kilka–kilkanaście godzin tygodniowo, poświęcając swój prywatny czas, niekiedy nawet rezygnują z wyjazdów wakacyjnych, by pod koniec sierpnia można było rozdać wyprawki.

Jak zaznacza R. Nowak, od lat ma wielką pomoc również ze strony miejscowej parafii św. Jerzego i MB Różańcowej oraz jej proboszcza ks. Mariana Kujawskiego. – Kto idzie z Kościołem, zawsze kieruje się w dobrą stronę – tłumaczy samorządowiec. – Ja kiedyś doświadczyłem dobra i teraz sam się tym dzielę. Dzieci, które dostają te tornistry, wcale nie pochodzą z jakichś patologicznych rodzin. Tłumaczymy im, że to prezenty. One w ten sposób też uczą się dobroczynności. Mam nadzieję, że za kilka lat będą w podobny sposób dzieliły się z innymi.