Mnich lubiński

xrt

publikacja 02.02.2016 06:40

Pochodzi z Mieroszowa i choć jest to parafia diecezjalna, a nie zakonna, zawsze chciał zostać zakonnikiem. 

Mnich lubiński Brat Daniel modli się w przepięknym opackim kościele pw. Narodzenia NMP ks. Roman Tomaszczuk /Foto Gość

Urodził się i wychował w Mieroszowie. Po podstawówce poszedł do wałbrzyskiej "budowlanki" i chociaż śp. ks. Władysław Strach, ówczesny proboszcz, namawiał go bardzo, żeby po maturze poszedł do legnickiego seminarium, on wybrał pallotynów. U nich odkrył Biblię, pokochał ją. Tam też, już w nowicjacie zainteresował się benedyktynami. Mimo to został w Ołtarzewie, w pallotyńskim seminarium duchownym, kolejne cztery lata. 

Gdy po tym czasie wrócił do Mieroszowa był juz innym człowiekiem. Przez dwa lata pracował w zakładzie stolarskim i dokończył w Świdnicy studia teologiczne. Napisał pracę magisterską pod kierunkiem ks. Dominika Ostrowskiego, wicerektora świdnickiego seminarium duchownego. Jednak najważniejsze, że zaczął odwiedzać Lubiń, jeden z trzech w tamtym czasie klasztorów benedyktyńskich (poza Lubiniem w Wielkopolsce: Tyniec pod Krakowem i Biskupów na opolszczyźnie, natomiast kilka tygodni temu powstał czwarty w Starym Krakowie na Pomorzu). - Zacząłem jak każdy, od gościnnych wizyt - mówi. - Od czasu do czasu przyjeżdżałem do klasztoru na kilka dni i włączałem się w rytm mniszego życia. Jednak gdy się jest tu gościem, siłą rzeczy poznaje się tylko fragment prawdy o mieszkańcach Lubinia - podkreśla. - Mnie ten wycinek nie wystarczał, albo wystarczał, ale tylko do tego, żeby chcieć więcej.

Gdy otrzymywał mnisi habit z Roberta stał się bratem Danielem. W murach benedyktyńskiego opactwa posmakował braterstwa, ale i świętej ciszy. - Uderzyła mnie od samego początku - wspomina. - Ona może po prostu aż zaboleć. Cisza, która pozwala ci siedzieć wewnątrz. Siebie. Cisza, która staje się murem, a ten chroni cię przed rozbieganiem ale też ucieczką. Cisza, która gwarantuje spokój, a ten jest wstępem do pokoju. Ducha. Cisza wreszcie, która pozwala usłyszeć serce. To fizyczne, gdy bije i to duchowe, w którym mieszka Bóg. Objawienie.

Od trzech lat jest już „na ślubach”, wprawdzie czasowych, ale znaczy to już, że ponosi pełną odpowiedzialność za urzędy i funkcje, jakie mu zostają powierzone. A nie jest tego mało: ogrodnik (sad i warzywnik), zelator nowicjatu (organizuje nowicjuszom pracę), opiekun ministrantów (benedyktyni w Lubiniu prowadzą też parafię), przewodnik wycieczek, strażnik kalendarza liturgicznego. 

Oprócz brata Daniela z terenu diecezji świdnickiej lubińskimi mnichami jest jeszcze dwóch innych braci: Albert z Piławy Górnej i Romuald ze Świdnicy. 

O szczegółach powołania brata Daniela mozna będzie przeczytać w najnowszym wydaniu świdnickiego Gościa Niedzielnego.